Dwa tysiące pięćset piszczałek, trzydzieści cztery głosy. Trzy manuały i pedał. Wysokiej klasy stop metalu i najwyższa jakość drewna nadaje piszczałkom niepowtarzalny dźwięk.
W kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej w Garwolinie zagrały po raz pierwszy nowe organy mechaniczne. Od początku istnienia parafii organista grał na małych organach elektrycznych.
- Jeśli mógłbym użyć porównania motoryzacyjnego, to jakbym przesiadł się z trabanta do ferrari – powiedział z dumą w głosie organista Andrzej Ostolski.
Z Niemiec do Polski
Ponad rok temu w naszym tygodniku pisaliśmy o przyjeździe do Garwolina ciężarówki scania z organami przywiezionymi z niemieckiego miasta Andernach nad Renem. Przeznaczone one były dla parafii pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Warto wspomnieć, że zakupiony instrument firmy Alfred Fuhrer, zbudowany w 1963 roku, pochodzi z katolickiego kościoła w Andernach. Malejąca wspólnota katolicka w Niemczech, nie była w stanie utrzymać świątyni i sprzedała ją wraz z wyposażeniem wiernym obrządku koptyjskiego. Ci z kolei uznając widocznie, że organy to zbyt cenny instrument, aby stał nieużywany odsprzedali organy do Garwolina. Pośrednikiem w transakcji, a zarazem mistrzem w sztuce budowy i montażu organów okazał się organista i organmistrz Grzegorz Wójcik. Mając już doświadczenie, bowiem w diecezji siedleckiej oddał już do użytku organy w parafii w Górznie w powiecie garwolińskim, podjął się zadania rozmontowania, przewiezienia, rozładunku, złożenia, konserwacji i uruchomienia ich w garwolińskiej świątyni. Była to precyzyjna i żmudna praca, bowiem ekipa organmistrza miała na rozbiórkę pięć dni i zaledwie dwa dni na przewiezienie organów w częściach z Niemiec do Polski. Dodajmy, że instrument posiada 2500 piszczałek, 34 głosy, 3 manuały (klawiatury ręczne) i pedał (klawiatura nożna). Najmniejsza piszczałka waży zaledwie 10 gramów, a największa aż 130 kilogramów. Specjalista, który przywiózł i zamontował organy twierdzi, że garwoliński instrument należy do największych dzieł Fuhrera, bowiem zrobiony jest z najlepszych materiałów budowlanych. Szafa wykonana jest z drewna mahoniowego, piszczałki z wysokoprocentowej cyny, a wiatrownice są z drewna dębowego. Firma budowniczego, konstruując organy inspirowała się epoką Jana Sebastiana Bacha, a nade wszystko brzmieniem ówczesnych instrumentów.
Triumf ludzkich serc
Nie tylko praca ludzkich rąk ekipy montującej, ale także serce włożone w dzieło nad instrumentem dały pozytywny efekt. Ponad rok wytężonej pracy musiała ekipa włożyć w ustawianie, montaż i strojenie. I wreszcie zagrały. W przedostatnią niedzielę października podczas mszy popłynęły z chóru pierwsze dźwięki organów Fuhrera.
- Nie ukrywam, że byłem wzruszony. Organy tak pięknie wkomponowały się we wnętrze świątyni, że można sądzić, iż instrument jest nowy i był projektowany specjalnie dla parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Garwolinie. Dźwięk jest niesamowity. Słuchając ich podczas nabożeństwa czuje się przestrzeń liturgiczną – powiedział po pierwszej mszy zadowolony i uszczęśliwiony brzmieniem nowego instrumentu proboszcz parafii MBC Stanisław Małek.
Pierwsze akordy organów przywiezionych z Niemiec wywarły na wiernych wielkie wrażenie. Odwrócone do tyłu i zadarte do góry głowy obecnych na mszy wiernych nie pozwalały skupić się na sprawowanym nabożeństwie.
- To było coś pięknego. Muzyka organowa robi wrażenie. To jest to czego w naszym kościele brakowało. Głową świątyni jest ołtarz, a sercem organy – mówili po mszy wierni wychodzący z kościoła.
- Jakby anioły z nieba zleciały – dodała starsza pani.
- Całe moje życie zawodowe grałem na elektroniku, ale nawet najlepszy elektronik nie zastąpi instrumentu klasycznego. To jest żywy instrument. On żyje. Nie ma piękniejszego instrumentu na świecie, jak właśnie organy. To jest opinia nie tylko moja, ale z pewnością znacznej większości organistów na świecie. Przyznam się, że jak dziś usiadałem po raz pierwszy do organów czułem wielkie napięcie. Chciałem wypaść dobrze, ale przede wszystkim chciałem wydobyć z instrumenty piękno muzyki organowej – powiedział niemniej wzruszony od wiernych muzykolog, a zarazem parafialny organista Andrzej Ostolski.
Instrument na miarę przyszłości
Organy są wysokie i jakby przystosowane do miejsca ich przeznaczenia. Mają 8 metrów i 40 centymetrów wysokości i 4 metry 90 centymetrów szerokości. Głębokość instrumentu razem z kontuarem wynosi 3 metry i 12 centymetrów. Z wypowiedzi organmistrza Grzegorza Wójcika wynika, że garwolińskie organy mimo sześćdziesięciu lat są solidnie skonstruowane i jakościowo takie same jakby były nowe. Istotne jest również to, że ich koszt nie przekroczył jednej trzeciej wartości organów nowych.
- Obecnie nie buduje się jakościowo lepszych instrumentów, bo nie jest to możliwe. Najwyższej klasy mahoń i dębina oraz wysokiej jakości cyna z których zrobione są piszczałki sprawiają, że organy są w wyśmienitej formie i będą służyć parafii przez wiele długich dziesiątek lat. Instrument posiada kilka tysięcy elementów. Oprócz dwóch i pół tysiąca różnej wielkości piszczałek, należy do nich dodać pięć wiatrownic, metalowy stelaż, kontuar czyli wolno stojący stół, urządzenia elektryczne i elektroniczne, mechanika tonowa, mechanika rejestrowa, mnóstwo cięgieł, przekładni, kątowników, wahaczy, wałków skrętnych, niezliczona ilość elementów obudowy instrumentu i wiele innych rzeczy, które znane są tylko wtajemniczonym – wylicza elementy organmistrz Grzegorz Wójcik, który ze swoją ekipą przywiózł z Niemiec, poddał renowacji i zmontował organy w kościele.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz