Wiosną odwołany przez starostę dyrektor szpitala powiatowego doznał zawału, a latem wuj byłej członkini zarządu powiatu miał udar. Niektórzy pytają, czy to przypadek, czy może już seria.
W powiatowej polityce Garwolina zaczęło wrzeć na początku roku.
Wojna w kilku aktach
Do stycznia Prawo i Sprawiedliwość miało tu stabilną większość, na czele ze starostą Iwoną Kurowską i przewodniczącym Norbertem Wilbikiem, który startował z list Powiatowego Forum Samorządowego, ale na pierwszej sesji w maju 2024 r. poparł PiS. Opozycja zarzucała mu wykonywanie poleceń Kurowskiej oraz ograniczanie wolności wypowiedzi, ale niewiele mogła zrobić. Zmieniło się to dopiero 18 stycznia, kiedy PFS i Polskiemu Stronnictwu Ludowemu udało się zebrać większość (12 na 23 radnych) i odwołać Wilbika.
Później okazało się, że języczkiem u wagi, który zadecydował o powołaniu Michała Pałyski na funkcję przewodniczącego, była radna Karolina Jamnicka-Kondej. Jak tłumaczyła wtedy mediom, zrobiła to nie z powodów politycznych, ale prywatnej niezgody na działania szefa rady. W styczniu usunięto ją z klubu Prawa i Sprawiedliwości, ale pozostała członkinią zarządu powiatu. Tak było do 10 kwietnia. Wówczas Jamnicka-Kondej sama złożyła rezygnację. – Decyzję tę podejmuję w trosce o dobro mieszkańców naszego powiatu oraz w obliczu niepokojących praktyk, które zaobserwowałam w bieżącym zarządzaniu – wyjaśniła na sesji.
Tegoż 10 kwietnia opozycja podjęła próbę odwołania starosty Kurowskiej. Celu nie osiągnęła, bo wciąż dysponowała 12 „szablami”, podczas gdy przy takim głosowaniu potrzeba 3/5 ustawowego składu rady (w tym przypadku 14 głosów). 24 czerwca „buntownicy” wykonali jednak kolejny atak – tym razem skuteczny. Obniżyli jej wynagrodzenie z maksymalnych 20.041,50 do 15.990 zł brutto.
Działania starosty
Tak sytuację widziała opinia publiczna. Zdaniem Marka Niedźwiedzia (lekarza w garwolińskim szpitalu, a niegdyś 2-krotnie radnego powiatowego z ramienia Prawa i Sprawiedliwości), za kulisami wyglądała ona zupełnie inaczej.
Najpierw w planie ogólnym. – Problemem naszego powiatu jest to, że ideę niezależnego samorządu zastąpiono ideą jednej partii, a wręcz jednej pani. Iwona Kurowska traktuje swoją funkcję jako odskocznię ku większej karierze w polityce. To dlatego media społecznościowe starostwa nie promują powiatu, ale ją jako osobę – komentuje Niedźwiedź. Co ciekawe, podobne zarzuty staroście stawiała przed wakacjami opozycja, z Sebastianem Kieliszkiem, przewodniczącym klubu radnych Powiatowe Forum Samorządowe, na czele.
Marek Niedźwiedź idzie jednak dalej. – Pani Kurowska od co najmniej pół roku prowadzi działania zmierzające do przywrócenia PiS odpowiedniej liczebności w radzie – mówi. – Moim zdaniem, to zagwarantuje jej możliwość wprowadzania pewnych zmian. Ale nie tylko. W Garwolinie tajemnicą poliszynela jest, że są tematy, które mogą zaszkodzić jej i wicestaroście Mirosławowi Walickiemu, choćby korzystanie z samochodów służbowych. To dlatego prowadzi te działania – dodaje.
Naciskami i sugestiami
Jak się okazuje, Niedźwiedź jest w tej sprawie nie tylko uważnym obserwatorem. – Od wielu miesięcy trwa formalny i nieformalny nacisk na mnie – twierdzi. Jak wyjaśnia, chodziło o to, by nakłonił Karolinę Jamnicką-Kondej, prywatnie swoją siostrzenicę, do powrotu w szeregi zarządu powiatu, co utrwaliłoby PiS-owską większość.
– Państwo Kurowska i Walicki przyjechali do szpitala powiatowego, mówiąc mi, jakie są ich oczekiwania w tej kwestii. Świadkami tego zdarzenia byli moi pracownicy. Kiedy nie dostosowałem się do tych oczekiwań, dyrektor Krzysztof Żochowski dostał ultimatum: miał w bodaj 3 dni zmusić mnie do nacisków na siostrzenicę, na przykład groźbą zwolnienia – opowiada nasz rozmówca. I przypomina, że na sesji rady powiatu 10 kwietnia publicznie mówił o tym Jerzy Żochowski, syn dyrektora.
Kiedy te wszystkie próby spaliły na panewce, zdaniem Niedźwiedzia, Iwona Kurowska osobiście próbowała przekonać jego siostrzenicę do powrotu. Bezskutecznie. Dlatego, jak mówi Marek Niedźwiedź, on sam zaczął się pojawiać w wypowiedziach publicznych pani starosty. Najpierw tych dotyczących nielegalnego upublicznienia danych jej i członków zarządu powiatu, którego miał się dopuścić opozycyjny radny Marcin Kobus, w czym Niedźwiedź rzekomo uczestniczył. – A w końcu kilkakrotnie oświadczyła, że piszę teksty wygłaszane na posiedzeniach przez opozycję w radzie powiatu: siostrzenicy, a później Marcinowi Kobusowi – mówi. Odsyła przy tym do ostatniej sesji i tłumaczy, że zna Kobusa i wielokrotnie z nim rozmawiał. – Ale nigdy nie korzystał z moich opinii – podkreśla.
Taki sam los?
W sierpniu tego roku Marek Niedźwiedź trafił do szpitala – ale tym razem jako pacjent oddziału neurologicznego. Według niego, organizm zaprotestował na lawinę wydarzeń, która spadła na niego, kiedy Karolina Jamnicka-Kondej przestała wspierać PiS we władzach powiatu. A zrobił to… udarem. Jak dodaje, nie było jednej granicznej sytuacji, kropli, która przepełniłaby czarę goryczy, raczej ciąg zdarzeń i wypowiedzi.
Niedźwiedź uważa, iż podzielił los Krzysztofa Żochowskiego, dyrektora garwolińskiego szpitala, odwołanego na początku roku. On też, o czym jego syn mówił na kwietniowej sesji, był hospitalizowany (po zawale) i też uważał, że przyczyniły się do tego działania Iwony Kurowskiej, a konkretnie odwołanie go ze stanowiska.
Marka Niedźwiedzia zapytaliśmy, czy te fakty to przypadek, czy może już seria. – Nie wiem – odpowiada. – Ale wiem, że trwają naciski na radnych opozycji w radzie powiatu – kończy.
„Życie” poprosiło też Iwonę Kurowską o ustosunkowanie się do słów pana doktora. Choć zadaliśmy jej kilka pytań, odpowiedziała bardzo krótko. Jak napisała, opinie naszego rozmówcy zawierają szkalujące ją treści i oszczerstwa, które naruszają jej dobra osobiste. „W przypadku rozpowszechniania tych wypowiedzi będę rozważać podjęcie niezbędnych kroków prawnych mających na celu obronę moich praw” – dodała.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz