Zamknij

Warto było skruszyć głową gruby mur. Wywiad z Pryksonem Fiskiem

14:16, 12.08.2020 K.U Aktualizacja: 21:45, 17.08.2020
Skomentuj

Po 17 latach działalności w podziemiu, pojawiła się szansa o której marzy każdy twórca muzyki. Legalny debiut fonograficzny stał się faktem. Nikt nie był w stanie przewidzieć tego, że rapujący siedlczanin zdobędzie ogólnopolski rozgłos i zostanie wyprowadzony na hiphopową scenę przez legendę polskiego rapu. Tym sposobem, mieszkaniec jednego z bloków na ul. Kaszubskiej w Siedlcach stał się jednym z największych tegorocznych odkryć na krajowej scenie rapowej. Zapraszamy do lektury wywiadu z Aleksandrem Antoszczukiem - znanym jako Prykson Fisk - siedlczaninem, który poświęcił swoje życie muzyce. Rozmowę przeprowadził Kamil Ułasiuk.

 

Z tego co śledzę twoje sceniczne poczynania, na dobre ścieżka w górę w wykonaniu Pryksona Fiska zaczęła się od końcówki 2018 roku, kiedy to pozytywna recenzja twojego albumu Lo-Fi na blogu goodkid.pl poszła szerokim echem w Polskę. Jak bardzo zmieniło się od tego czasu twoje artystyczne życie - nie licząc rosnących zasięgów na portalach społecznościowych i systematycznie zwiększającej się ilości sprzedanych albumów?

Myślę, że moje życie w ostatnich miesiącach specjalnie się nie zmieniło. Wciąż utrzymuję się z muzyki i działalności około muzycznej, a trwa to już od 15 lat. Jedyne co uległo zmianom to, tak jak wspomniałeś - zasięg i świadomość ludzi, w której wreszcie udało mi się zaistnieć. Przebicie się w moim przypadku, gdy nie tworzę w popularnym obecnie podgatunku muzycznym, było czymś bardzo trudnym i złożonym. Na pewno w ostatnim czasie zmieniło się też to, jak dużo pozytywnych słów na temat swojej twórczości mogłem usłyszeć - zarówno od fanów i słuchaczy, ale też od innych twórców, którymi często są pierwszoligowi gracze z hiphopowej sceny w Polsce. To dla mnie potwierdzenie, że obrałem jakiś czas temu właściwy kierunek i będę się go trzymał, bo już mam w zanadrzu kolejne ruchy wydawnicze.

Do twoich planów jeszcze przejdziemy, tymczasem porozmawiajmy chwilę o najnowszym albumie K02M02. Jego tytuł jest, trzeba przyznać, bardzo tajemniczy.

Nazwa projektu celowo została zapisana w ten sposób. Można ją odczytać po prostu jako „kosmos”. Krążek cechuje pewien dualizm - na albumie znajdziemy dużo pozytywnych i lekkich kawałków, ale są też na nim utwory ciężkie. W nazwie albumu dostrzec możemy też zapisany odwrotnie rok 2020. Tym tytułem płyty zrobiłem niemałą zagadkę słuchaczom, ale też sklepom, których pracownicy mieli problem z jego właściwym zapisem. Musiałem tłumaczyć, czy jest to litera „O”, czy też cyfra „0”. Nie ma wątpliwości, że nazwa płyty intryguje i był to mój celowy zabieg.

Dlaczego warto sprawdzić twoje najnowsze dzieło, w którym już po jednym odsłuchu trafiamy do świata kosmosu, podniebnych podróży, wysokich lotów i jak to określiłeś w jednym z kawałków, istnej „galaktyki wątków”?

Warto sprawdzić ten album, ponieważ jest to projekt w który włożyłem bardzo dużo pracy i czasu. K02M02 aktualnie to moje OPUS MAGNUM.  Z pewnością jest to też jeden z najbardziej wyjątkowych albumów z uwagi na listę producentów. Wybrałem zaledwie 14 najlepszych podkładów z ponad 300 które miałem do dyspozycji. Postacie które dostarczyły mi muzykę na ten projekt są już bardzo rozpoznawalne, bądź będą bardzo znane w niedalekiej przyszłości. To co napewno się wyróżnia na tym albumie, to moja forma liryczna. Na płycie odchodzimy od wyczilowanego klimatu wcześniejszych projektów i zderzamy się z rzeczywistością. Na nastrój krążka wpłynął niewątpliwie fakt, że podczas pracy nad nim dowiedziałem się iż moja mama jest chora na raka. Emocje wzbierające we mnie po tej informacji przelałem na teksty znajdujące się na płycie. Warto też ten krążek sprawdzić choćby dla gości: Włodiego, Hadesa i legendy sceny z Detroit jakim jest Guilty Simpson. Niebanalna jest też moim zdaniem okładka i cały artwork towarzyszący płycie. Dzieło to zostało stworzone z trzech obrazów autorstwa Kamila Stańczaka. Do płyty dodany jest też fajny dziennik napisany w stylu science fiction. Powstał on w taki sposób, że spisałem uczucia które mną targały podczas pisania poszczególnych kawałków, a osoba zainspirowana tymi notatkami napisała fikcyjną historię o moim przelocie w kosmos. Podsumowując - jest to najbardziej przemyślany w każdym aspekcie i skupiony wokół jednej koncepcji album jaki udało mi się zrobić. Zachęcam do sprawdzenia, przesłuchania i oczywiście nabycia wersji fizycznej.

Z jakimi nieznanymi dotychczas wyzwaniami mierzyłeś się podczas pracy nad K02M02?

Swój pierwszy legalnie wydany krążek zapamiętam jako bardzo duże przedsięwzięcie, dosłownie pod każdym względem: artystycznym, twórczym i promocyjnym. Współpraca z tak dużą ilością osób pomagających mi na tym projekcie wymagała specyficznej umiejętności przepychania swoich racji i jednoczesnej umiejętności dogadania się. Przy tym albumie trzeba było skonfrontować zdanie każdego z producentów, moją opinię i na końcu też zdanie inżyniera dźwięku jakim był Szwed, który odpowiadał za ostateczną obróbkę materiału.

Jak odebrałeś bardzo wysokie, piąte miejsce swojego legalnego debiutu fonograficznego na liście OLiS?

Kiedy informacja o tym ujrzała światło dzienne, pierwsi zadzwonili do mnie przedstawiciele mojej wytwórni - nie zdradzając zbyt wiele, jedynie tajemniczo zaśmiewając się. Kiedy zobaczyłem informację o miejscu mojego albumu na liście sprzedaży, była to bardzo pozytywna informacja, choć nie ukrywam że traktuję ją bardziej jako ciekawostkę. Nie mniej, jestem dumny z tego wyniku i dziękuję wszystkim ludziom, którzy mnie wsparli i zaufali kupując tę płytę. Cieszę się z tego wyniku, choć nie jest to moje ostatnie słowo, a zaledwie początek długiego spaceru.

Ten wynik jest również o tyle dobry, że osiągnąłeś go w bardzo trudnych warunkach, w czasie trwającej w tle pandemii koronawirua i związanych z nią licznych ograniczeń. Jak bardzo COVID-19 pokrzyżował plan promocji płyty?

Pierwotnie planowaliśmy ten album wydać w maju. Wszytko już było dogadane na ten termin. Kiedy pojawił się wirus, wtedy nasze ustalenia przestały mieć rację bytu. Trzeba było do wszystkiego podejść jeszcze raz, a szkoda bo planowaliśmy naprawdę dużą akcję promocyjną. Premiera przesunęła się o dwa miesiące i nie chciałem by trwało to dłużej, ponieważ już mam w swojej szufladzie kolejne materiały które czekają na wydanie. Trudności oczywiście były, ale na szczęście dosyć szybko udało się je przeskoczyć.

Legenda polskiego rapu, jaką niewątpliwie jest Włodi - wydał gościa z Siedlec. Z perspektywy słuchaczy rapu w naszym mieście, jest to niesłychana historia.

Z Włodim poznaliśmy się przez Przemka 88 z duetu Syny, którego znałem już wcześniej, między innymi dlatego że był on autorem okładki jednej z moich płyt. Przemek podczas współpracy z Włodim nad epką OSAD, pokazał mu moją twórczość. Niedługo potem, dostałem na instagramie od Włodka zaproszenie na jego nowy album. Ponieważ wychowałem się na Moleście, byłem w dużym szoku. Oczywiście przyjąłem to zaproszenie i byłem od razu gotowy do nagrywania. Niebawem odezwali się do mnie przedstawiciele wytwórni Lajka.co i podczas późniejszej rozmowy, w trakcie której dostałem propozycję wydania albumu, nawiązałem kontakt z Włodim. Paweł zaproponował mi, że zostanie producentem wykonawczym mojego albumu i będzie doradzał mi w wielu kwestiach. Byłbym idiotą gdybym się nie zgodził na taki układ. Co prawda nie było to nasze pierwsze spotkanie, ponieważ Włodiego poznałem na czeskiej ziemi podczas HipHop Kempa.

Jak wygląda wasza relacja?

Między mną a Włodim powstała bardzo dobra energia. Mamy bardzo podobny zmysł muzyczny i podobne poczucie estetyki, słuchamy podobnej muzyki i mamy podobny pogląd na wiele spraw. Poznając się zobaczyliśmy, że bardzo dobrze się dogadujemy. Zauważam, że między nami jest twórcza chemia i pozytywnie oddziałujemy na siebie. Efektem tego jest też współpraca nie tylko w studio, ale i na scenie. Zagraliśmy pierwsze wspólne koncerty i cały czas staramy się coś wspólnie tworzyć. Kiedy dograliśmy się do swoich albumów, pojawił się pomysł o zrobieniu wspólnej płyty. Zbyt wiele nie mogę o niej jeszcze teraz powiedzieć, ale więcej info na ten temat wkrótce.

Czy przewidujecie współpracę dłuższą, czy nastawiona jest ona raczej na ten jeden projekt przy którym Włodi pozwolił ci rozwinąć skrzydła, a dalej na miarę swoich możliwości będziesz już radził sobie sam?

Planowana jest nasza wspólna EP, a co dalej? Tego nie jestem w stanie powiedzieć, bo życie pisze różne scenariusze. Każdy się chce jakoś rozwijać, iść w swoją stronę i być może będzie tak w naszym przypadku, ale teraz nie mamy większych jasno sprecyzowanych planów na przyszłość. Jesteśmy przed premierą wspólnej płyty Włodka i 1988, która już 11 września - jak i przed pracą nad naszym wspólnym materiałem i na tym na razie będziemy się skupiać najbardziej.

Na pewno powiększyła ci się w ostatnim czasie znacząco też liczba kontaktów w muzycznej branży. Jak twoim zdaniem wygląda to środowisko od środka? Czy jest w nim tak, jak w kawałkach wielu raperów, którzy otwarcie przyznają, że dla własnego dobra odcinają się od zakłamanego branżowego kręgu?

To prawda, środowisko muzyczne w Polsce jest nieprzyjemnym miejscem, bardzo zepsutym przez pieniądz. Scena rapowa to też swego rodzaju showbiznes, w którym ludzie zachowują się bardzo różnie, jeżeli w grę wchodzą pieniądze. Staram się w tym wszystkim być rozsądny przy doborze znajomych i trzymać się głownie takich ludzi, za których ręczę. Robię muzykę tylko z osobami, które są w porządku. Jeżeli tworzymy kawałek razem, to muszę człowieka poznać, porozmawiać z nim i jeżeli jest między nami chemia to można coś wspólnie działać. Jeżeli ktoś mi nie odpowiada jako człowiek, to nawet nie podejmuję próby robienia jakiejkolwiek muzyki z kimś takim. Mam wąskie grono ludzi którym ufam i nie aspiruję by szukać kolegów w mainstreamowych kręgach.

W wywiadzie dla serwisu Popkiller.pl powiedziałeś, że gdybyś wiedział to co wiesz teraz, to twoje wyjście z rapowego podziemia nie trwałoby 17 lat. Jaki czynnik wpłynął na to, że ten proces trwał tak długo?

Po pierwsze, robiąc muzykę wcześniej, nie za bardzo miałem pojęcie o promocji. Nie zajmowałem się tym, ponieważ skupiałem się na tym, by tworzona przeze mnie muzyka szybko wychodziła w świat. Nie zastanawiałem się specjalnie do kogo napisać i jaki zrobić ruch, by premiera nowego materiału odbijała się w jak najszerszym kręgu. Często wykonanie takich małych kroków wpływa na to, jak bardzo uda się całe przedsięwzięcie. W dzisiejszych czasach wrzucenie samego linku na facebooka to niestety za mało. Właśnie przez ten czynnik, przez wiele lat nasze projekty trafiały w las. Teraz dużo bardziej rozumiem o co chodzi w kwestii promocji, ale kiedyś nawet o tym nie myślałem i skupiałem się tylko w stu procentach na tworzeniu, jako muzyk i raper. Robiłem wszystko: pisałem, nagrywałem, miksowałem i masterowałem swój materiał, a nawet sam kręciłem i składałem klipy. Gdybyśmy pomyśleli o zainwestowaniu w osobę, która zajęłaby się tematami promocyjnymi, trwałoby to niewątpliwie o wiele krócej. Brakowało nam trochę profesjonalnego podejścia do tego bardzo ważnego aspektu wydawniczego.

Wiele lat działalności w podziemiu - często bez widocznych efektów - z pewnością wymagało od ciebie nie lada motywacji do dalszego tworzenia. Czy taka konsekwencja wynikała u ciebie z wewnętrznego przeświadczenia, że to jedyna słuszna droga?

To na pewno też, choć ważny był tutaj także mój charakter i upór, który odziedziczyłem po ojcu. Najważniejszym czynnikiem jednak, było prawdopodobnie najbliższe mi otoczenie. Moja kobieta i przyjaciele zawsze byli dla mnie wielkim wsparciem. Co by się nie działo, mogłem liczyć na ich dobre szczere słowo i zachętę do tego, by bez względu na wszystko robić swoje. Poza tym, wykształciłem w sobie mechanizm obronny, w którym zamieniam marazm na podwójną motywację. Kiedy coś mi podcina skrzydła, wtedy wracam dwa razy silniejszy, ze zdwojoną siłą i ogromną determinacją do tworzenia.

Godne naśladowania jest u ciebie też to, że mimo legalnego debiutu i coraz większej rozpoznawalności, nie odcinasz się od miejsca w którym mieszkasz. Oprócz tego, że o Siedlcach można usłyszeć na twoich albumach, to mimo licznych obowiązków artystycznych i promocyjnych, można cię tu często spotkać i zamienić kilka zdań, czego dowodem jest choćby nasza rozmowa.

Kocham to miasto, choć nie jest łatwym miejscem do rozwijania się w tym, czym się zajmuję. Dlatego też w Siedlcach nie ma dla mnie zbyt wielu możliwości pracy, ale nie jest to dla mnie najważniejsze w postrzeganiu tego miasta. Jest tu swoisty klimat, który nie pozwala mi opuścić tego miejsca. Na szczęście mogę robić coś w Polsce, mieszkając tutaj i korzystam z tej opcji. Mieszkając w Siedlcach, czuję się trochę jak na obrzeżach Warszawy, gdzie często muszę bywać ze względu na swoje interesy. Dojechać od nas do stolicy w godzinkę, to trochę tak jakby mieszkać na Białołęce. Siedlce są dla mnie bardzo ważnym miejscem, od którego nie jestem się w stanie odciąć i tutaj chciałbym wychować swoje dzieci.

Przypuszczam, że twoja miłość do Siedlec jest też ściśle powiązania ze wspomnieniami towarzyszącym dawnym hiphopowym czasom.

To prawda, bardzo miło wspominam czasy początków hip-hopu w naszym mieście. Muszę jednak niestety z perspektywy czasu przyznać, że na mapie naszego kraju byliśmy chyba jednym z ostatnich miejsc do których dotarła hiphopowa zajawka. Mam rodzinę w Kołobrzegu, w którym na początku lat dziewięćdziesiątych podziwiałem jak rozwija się graffiti i breakdance - a w tym samym czasie u nas mało kto o czymś takim słyszał. Gdyby nie wspaniali ludzie z Siedlec, którzy chcieli się zaangażować i zapoczątkować tę kulturę tutaj - nie byłoby mnie dziś z pewnościa w tym miejscu do którego doszedłem. Pamiętam pierwsze ekipy nawijające, czy grafficiarskie w Siedlcach, jak i pierwsze siedleckie koncerty hiphopowe. Siedlce były zawsze na wysokim poziomie, jeżeli chodzi o breakdance. Pierwszą ekipę taneczną Crazy Guyz założył mój brat “Antek”, wraz z legendarnym siedleckim b-boyem, śp. Piotrkiem „Lego” Madejem. Lego rozkręcił później skład Spasiba Breakers, znanych swego czasu w całej Polsce i nawet w Europie Wschodniej. Chłopaki z tej ekipy trenowali pod pobliską szkołą, obecnie podstawówką nr 8 na ul. Pescantina. Wszyscy młodzi siedzieli wokół i podziwiali ich popisy przy dźwiękach boom-boxa, nasiąkając przy tym hiphopową zajawką. Taki trening lokalnych b-boys był w okolicy wielkim wydarzeniem i żyło nim całe osiedle. Tak właśnie wychowało się tu hipohopowe pokolenie, do którego również i ja należę. Mimo niesprzyjającego położenia geograficznego, ludzie stąd zadbali o to, by ta kultura tu powstała i żyła, głównie dzięki naszej współpracy i oddolnym inicjatywom. Dokładnie na takiej samej zasadzie rodził się hip-hop w Stanach Zjednoczonych.

Czy śledzisz obecnie siedlecką scenę hiphopową i jesteś w stanie polecić kogoś, kto być może w niedługim czasie wybije się podobnie jak ty?

Polecam sprawdzić nadchodzącą solową płytę mojej serdecznej mordy Korsona, który reprezentuje ze mną ekipy Renegaci Funku, Kolokos czy Most Blunted. Jego solowy album jest czymś wyjątkowym, wybijającym się nie tyle co na tle Siedlec a na tle całej Polski, i naprawdę nie rzucam tutaj słów na wiatr. Z lokalnych graczy, polecam i propsuje Mikusa, który ostatnio wypuszcza nowe numery. Na bieżąco śledzę to co robi ten gość i uważam że jest godny polecenia. Poza tym, nie obserwuję specjalnie tutejszych wykonawców, ponieważ sam jakiś czas temu przestałem już robić muzykę lokalnie i staram się nie ograniczać patrząc na nią w ten sposób. Niemniej jednak, kibicuję każdemu artyście z Siedlec, który konsekwentnie coś tworzy przez dłuższy czas, ponieważ wiem jak trudno jest w tym wytrwać. Zazwyczaj trzeba się mierzyć z tym, by za pomocą bardzo skromnych środków skruszyć bardzo gruby mur. Doskonale o tym wiem, bo właśnie jestem świeżo po przebiciu głową tego muru. Moją radą do młodych twórców jest to, by cały czas robić swoje i gwarantuję, że kiedyś się to opłaci.

Czy w wirze pracy nad legalnym debiutem, a także w tle trwającej pandemii nie zapomniałeś o swojej pozastudyjnej pasji, jaką są warsztaty i zajęcia z młodzieżą szkolną w regionie siedleckim i w całej Polsce?

Z pracy z młodzieżą czerpię niesamowitą frajdę i inspirację. Nie każdy mam możliwość obcować poza koncertem bezpośrednio ze swoim słuchaczem. Niewątpliwie bardzo cenię sobie tę pracę, czekam z utęsknieniem na pierwsze zaproszenia na warsztaty i nie mogę się doczekać kiedy zobaczę się z uczniami w szkołach.

Jesteś gościem, który raczej nie czeka latami na przypływ inspiracji tylko bierze się do pracy jeszcze zanim opadnie kurz po ostatnim projekcie. Czym zaskoczysz słuchaczy w najbliższym czasie, może jeszcze w tym roku?

Po albumie K02M02 jeszcze chwila oddechu i zaczynamy dumać nad planami promocyjnymi kolejnego materiału. W 2020 wypuścimy jeszcze epke Renegatów Funku i prawdopodobnie jeszcze jeden solowy projekt ode mnie. Na następny rok szykuje kilka płyt, więc jest naprawdę na co czekać, już w tym momencie mam 3 gotowe projekty muzyczne do wypuszczenia. Najbliższe 2-3 lata to będzie gruby atak z mojej strony. Wychodzę z założenia, że jak nie teraz, to nigdy i chcę wykorzystać swoje pięć minut na scenie do maksimum. Zobaczymy co z tego wyniknie. Jak powiedział Eis - albo zarobię milion, albo zdechnę za pensję w Tesco z całą resztą (śmiech).

Powoli zaczynają się również rozkręcać koncerty. Czy będzie możliwość usłyszeć Pryksona Fiska gdzieś na żywo w najbliższym czasie?

Pierwszy mój duży koncert po pandemii zaplanowany jest na Up To Date Festival w Białymstoku. Wydarzenie odbędzie się 5 września.

A czy będzie szansa zobaczyć cię na scenie w Siedlcach?

Planujemy coś zorganizować w naszym mieście i jak się uda to tak. Jeżeli nie - to zapraszam do Warszawy. Nie wiem czy jeszcze w sierpniu, czy już we wrześniu - ale z pewnością będzie mnie można posłuchać w stolicy.

 

Fot: materiały prasowe, K.U

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%