Bitwa pod Iganiami z 10 kwietnia 1831 r. była zwieńczeniem polskiej ofensywy wiosennej. Kampania wojsk polskich obciążona była niedołęstwem i kunktatorstwem naczelnego wodza - J. Skrzyneckiego.
Mimo doświadczenia zdobytego w wojnach napoleońskich, Skrzynecki swoimi działaniami zaprzeczył podstawowej regule wojny stosowanej przez Napoleona – szybkiemu atakowi zmasowanych sił na najsłabszy punkt przeciwnika. Dzieląc swoje siły i ciągle opóźniając działania ofensywne wódz naczelny zaprzepaszczał jedną po drugiej szanse całkowitego rozbicia wroga.
Uczestnik bitwy igańskiej, major a późniejszy generał Józef Bem, sarkał: „Postępował więc nasz wódz naczelny wstecz najpospolitszym prawidłom sztuki wojennej, która wymaga, aby wódz, który nieprzyjaciela chce atakować, wszystkimi siłami na niego w jednym punkcie uderzył, linią nieprzyjacielską przebił i potem na prawo i na lewo niósł zniszczenie. Ataki z różnych stron w znacznej odległości, w jednym czasie odbyć się mające nigdy się prawie nie udają...”.
Kampania wiosenna
Armia rosyjska wkroczyła do zrewoltowanego Królestwa na początku lutego 1831 r. Cofające się przed przeważającą siłą (niemal trzy razy wyższe stany osobowe i niemal pięć razy więcej dział!) Wojska Polskie nie tylko nie zostały pobite, ale odnosiły sukcesy (bitwy pod Stoczkiem, Dobrem i Kałuszynem). Ofensywa rosyjska została ostatecznie wyhamowana pod Olszynką Grochowską. W dniach 19-25 lutego 1831 r. ta najkrwawsza bitwa powstania stoczona na przedpolach Warszawy ocaliła stolicę i pozwoliła na dalsze kontynuowanie działań zbrojnych. Starcia militarnie w zasadzie nie rozstrzygnięto, jednak taktycznie było sukcesem strony polskiej.
Już wkrótce generał Ignacy Prądzyński opracował plan kampanii wiosennej - kontrofensywy na siły rosyjskie. Dla Rosjan głównym punktem strategicznym były Siedlce położone na trakcie brzeskim, w których ulokowano ogromne magazyny żywności, amunicji i uzbrojenia armii carskiej. Dla strony rosyjskiej utrata miasta byłaby klęską, stawiającą pod znakiem zapytania dalsze możliwości prowadzenia działań zbrojnych w Królestwie Polskim. Zaś stronie polskiej zdobycie Siedlec dawało idealne rozszerzenie możliwości operacyjnych.
Pierwsze etapy ofensywy zakończyły się pełnym sukcesem. Bitwy pod Wawrem, Dębem Wielkim i Kałuszynem przyniosły Rosjanom dotkliwe straty. Rosyjski VI korpus dowodzony przez gen. Grigorija Rosena stał u progu całkowitej zagłady. Jednak kunktatorskie działania Jana Skrzyneckiego, który na początku kwietnia 1831 r. zarządził kilkudniową przerwę w walkach, pozwoliły siłom rosyjskim na reorganizację i uzupełnienie sił. W dniu 10 kwietnia grupa wojsk polskich pod dowództwem Prądzyńskiego i VI korpus rosyjski Rosena stanęły naprzeciw siebie w okolicach Siedlec.
Mniejsza bitwa
Preludium bitwy pod Iganiami była mniejsza bitwa pod Domanicami stoczona przez straż przednią polskich sił głównych 10 kwietnia przed południem. 2 pułk ułanów dowodzony przez Michała Mycielskiego pokonał wtedy brygadę kawalerii rosyjskiej. Nadszedł moment decydującego starcia. O godzinie 13.30 rozpoczęła się bitwa o przeprawę na rzece Muchawce. Grupa Prądzyńskiego liczyła ok. 7 tys. żołnierzy i 14 dział. Rosjanie mieli dwukrotną przewagę siły żywej i ponad trzykrotną artylerii. Plac boju wybitnie sprzyjał broniącym dostępu do miasta Rosjanom, natomiast dla sił polskich stwarzał ogromne przeszkody. Jakby tego było mało, Prądzyński był cały czas zagrożony 6-tysięcznymi siłami rosyjskimi, które wycofywały się w kierunku Siedlec znad Kostrzynia. W tej kompletnie niekorzystnej dla siebie sytuacji polski generał zdecydował się rozpocząć bitwę. Liczył na wsparcie sił głównych dowodzonych przez Jan Skrzyneckiego, ale – jak się zresztą wkrótce okazało – rachuby te były zawodne. Pozostało natomiast nader realne ryzyko całkowitego unicestwienia oddziałów polskich.
Bitwa pod Iganiami
Jak wyglądała sama bitwa? Pierwsza jej faza przebiega ze zmiennym szczęściem dla obu stron. Wojsko polskie atakuje z kierunku południowego (patrząc od strony Igań). Początkowy ostrzał rosyjski jest morderczy. Polaków ratuje bateria artylerii konnej mjra Józefa Bema. Dopiero po dwóch godzinach oddziały Prądzyńskiego zajmują część Igań. Potyczkę z próbującymi ich powstrzymać rosyjskimi huzarami wygrywają polscy piechurzy i ułani.
Nadchodzi druga faza bitwy - niemal katastrofalna dla Polaków. Doborowe jednostki jegrów rosyjskich, tzw. „Lwy Warneńskie”, atakują i zajmują Iganie. Polacy cofają się na południe. Do oddziałów rosyjskich przybywają silne posiłki – wycofujące się spod Kostrzynia oddziały piechoty. Rosjanie, niemal pewni zwycięstwa, wycofują część swych sił na prawy brzeg Muchawki. Wirtuoz artylerii, Józef Bem, natychmiast wykorzystuje to zamieszanie i ostrzeliwuje kartaczami most. Rosyjskie działa milkną, kanonierzy nie chcą ostrzelać własnych oddziałów. Jednak Polakom zaczyna brakować amunicji. Na lewym brzegu rzeki walczą z nimi już nie tylko rosyjskie „lwy warneńskie”, ale i żołnierze z 3 Dywizji Grenadierów, na nieszczęście dołączają do nich nadchodzące znad Kostrzynia kolejne posiłki - dwa pułki piechoty.
Około godziny 18 sytuacja staje się krytyczna dla Polaków, nadchodzi chwila przełomowa. Prądzyński nakazuje pułkownikowi Ramorino opanowanie zabudowań dworskich w Iganiach i powstrzymanie nadciągających od Warszawy Rosjan. Sam zaś formuje i osobiście prowadzi decydujący kontratak. Kłusując na swoim ulubionym siwku kieruje 5. pułk piechoty na groblę i most na rzece, chcąc definitywnie odciąć siły rosyjskie na lewej stronie Muchawki. Trzy bataliony piątego pułku formują się w wielką kolumnę i bez jednego strzału z bagnetami na broni pędzą imponującą masą przez Iganie. Pod naporem niemal 2 tysięcy ludzi łamią się płoty i ogrodzenia, nieliczne siły rosyjskie we wsi zostają rozniesione na bagnetach. Jegrzy warneńscy ścierający się z prawym skrzydłem wojsk polskich, poniewczasie dostrzegają śmiertelną pułapkę. Zaczynają ostrzeliwać polską kolumnę, ale na przeprowadzenie skutecznego pojedynku ogniowego już za późno. Ratunek jest jeden - dotrzeć przed Polakami na most na Muchawce. Obie kolumny biegną co sił ku przeprawie. Rosjanie są pierwsi na moście o włos – i w tym momencie rozpędzony taran żołnierzy piątego pułku uderza w nich rozbijając rosyjski oddział na kilka części. Rozpoczyna się krótka lecz straszliwa walka na kolby i bagnety. Jegrzy giną jak muchy, nieliczni przebiegają most uciekając do swoich, tylna część kolumny idzie do niewoli. W boju o przeprawę rosyjskie pułki tracą 1400 zabitych i wziętych do niewoli! Piątacy ścigając nieprzyjaciela przebiegają groblę i most. W tym momencie przeprawa jest w ręku Polaków. Gdyby Prądzyński dysponował jeszcze odrobiną świeżego wojska, nic nie powstrzymałoby zdobycia Siedlec. Ale walka po lewej stronie rzeki jeszcze wre, utrzymanie prawego brzegu siłami wyczerpanych batalionów 5 pułku jest niemożliwe. Pułk wycofuje się do pomocy oddziałom walczącym z siłami rosyjskimi koło dworu igańskiego. Resztki rozbitych tam oddziałów rosyjskich oraz idące znad Kostrzynia próbują uciekać szosą brzeską do Siedlec, jednak odcięte przez siły polskie rozpraszają się po okolicznych lasach. Dążąc do przeprawy na Liwcu na moście pod Chodowem carscy żołnierze topią się w okolicznych bagnach, część trafia do niewoli, sporo jednak powraca do swych macierzystych szeregów. Kontratak polski jest błyskawiczny, wszystko trwa pół godziny.
Mniej więcej ok. 18.30 bitwa jest skończona. Pełne zwycięstwo. Rosjanie, oprócz ogromnych ilości sprzętu, tracą od 3 do 5 tys. ludzi - zabitych, rannych i wziętych do niewoli. Polacy - ok. 400. Polski wódz naczelny zdążył przybyć na miejsce walki dopiero przed godziną 19, gdy było już po bitwie. Prądzyński błagał Skrzyneckiego o podjęcie natychmiastowego pościgu za rozbitym nieprzyjacielem i uderzenie na Siedlce. Jednak ten odmówił, przekreślając tym samym bezpośrednio próbę zdobycia miasta, a pośrednio możliwość sukcesu strony polskiej w działaniach zbrojnych.
Sukces taktyczny
Bitwa pod Iganiami, wielki taktyczny sukces strony polskiej, została całkowicie zaprzepaszczona pod względem strategicznym. Była zwieńczeniem i końcem polskiej inicjatywy militarnej. Od tej pory inicjatywę bojową miał przeciwnik. Rosjanie dysponowali przewagą już do końca działań zbrojnych. Wycofanie się spod Siedlec po zwycięskiej bitwie było kompletnie niezrozumiałe dla współczesnych, trudno też wyjaśnić to dzisiaj.
Generał Józef Bem wspominał: „...pod Domanicami i pod Iganiami, gdzieśmy odnieśli zwycięstwo, bijąc się jeden przeciwko trzem, pokazało się najlepiej, żebyśmy byli znieśli z największą łatwością całą armię Dybicza pod Rykami i wszystkie inne mniejsze korpusy, na które mogliśmy przewyższającymi uderzać siłami. Ale tego wszystkiego nie chciał widzieć nasz wódz naczelny [...]. I tak po zwycięstwie naszym pod Iganiami, zamiast korzystać z popłochu nieprzyjacielskiego, zapowiedział on odwrót, i na drugi dzień, równo ze świtem, uciekaliśmy w tył, jak gdyby za nami niebo i ziemia się rozstępowały. Trzeba było widzieć smutek naszego wojska, które pobiwszy nieprzyjaciela częścią tylko ekspedycji, pędzone było w tył przez własnego wodza naczelnego, wtenczas kiedy siła jego więcej jak w dwójnasób się powiększyła”.
Bodaj najcelniej podsumował przegrane zwycięstwo pod Iganiami Stanisław Barzykowski pisząc: „...Iganie są i końcem nie naszego poświęcenia i męstwa, ale naszych powodzeń. Zdaje się, że fortuna, jakby zmęczona, że z jej darów korzystać nie umiemy, opuściła nas, orłów naszych zwycięstwami nie zaszczyca i ze szczytów powodzenia zstępować zaczęliśmy”.
Artur Rogalski
Autor jest doktorantem w Instytucie Historii UPH w Siedlcach
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz