Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych dosyć szybko zadomowił się w naszych kalendarzach. Święto weszło do społecznej świadomości i funkcjonuje.
To znak, że - mimo półwiecza programowego zamilczania - w narodzie tkwiła jednak potrzeba przywrócenia społecznej pamięci autentycznych bohaterów walki o niepodległość Polski. Dlaczego? Po prostu „mord założycielski” komunizmu dotyczył zbyt wielu polskich rodzin i społeczności lokalnych, by można go było pogrzebać.
Warto przypomnieć, że święto jest stosunkowo nowe. Rodziło się w bólach. Prawda historyczna z trudem przebijała się przez wieloletnią czarną propagandę komunistów z czasów PRL. Kolejnymi krokami do niej było przyjęcie przez Sejm RP w 2001 r. uchwały uznającej zasługi powojennych organizacji niepodległościowych w walce o wolność oraz wniosek trzech głównych związków kombatanckich je reprezentujących z 2009 r. o ustalenie 1 marca świętem żołnierzy podziemia antykomunistycznego. Poparły go największe ówczesne kluby parlamentarne reprezentujące zarówno koalicję rządzącą (PO), jak i opozycję (PiS). Skutkiem było ustanowienie święta państwowego w 2011 r.
Termin Żołnierze Wyklęci został zaczerpnięty z tematu wystawy zorganizowanej przez Ligę Republikańską w 1994 roku. Oznacza on wszystkich żołnierzy podziemia antykomunistycznego, którzy nie złożyli broni w walce o wolność ojczyzny po wejściu na ziemie polskie wojsk sowieckich w latach 1944-1945 r. Uzasadnieniem dalszej walki było nie zrealizowanie celu, jakim jawiła się niepodległość państwa i suwerenność narodu, oraz narzucenie Polakom obcych rządów. Obcych, gdyż bez sowieckiej interwencji komuniści nie mieli najmniejszych szans na zdobycie władzy w Polsce. Uznano zatem, że tę administrację należy traktować jako namiestniczą wobec faktycznej podległości kraju Związkowi Sowieckiemu. Stąd przekonanie o kolejnych okupantach, którzy płynnie zastąpili Niemców. W stosunku do żołnierzy podziemia antykomunistycznego zastosowano całą moc terroru państwowego wspomaganego przez formacje sowieckie. PRL-owska propaganda ich wyklęła i wraz z rodzinami skazała na hańbę. Tak narodziła się nazwa święta. Określa ona pewną zbiorowość, ale nie wartościuje. Oznacza grupę ludzi, bez względu na ich osobiste przekonania, zalety, wady czy zasługi.
Warto wyjaśnić, dlaczego kombatanci zbrojnych formacji antykomunistycznych (największe z nich, związane z dwoma wówczas najsilniejszymi polskimi nurtami politycznymi, to poakowskie Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość oraz Narodowe Siły Zbrojne) wskazali 1 marca jako dzień najbardziej odpowiedni do upamiętnienia żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego. Otóż 1 marca 1951 r. w więzieniu na Mokotowie w Warszawie wykonano wyrok śmierci na siedmiu członkach IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość z jego prezesem ppłk. Łukaszem Cieplińskim na czele. Patriotą o nieposzlakowanej opinii i zaangażowanym katolikiem, który zginął w opinii świętości.
Na terenie regionu siedleckiego Wyklęci związani byli przede wszystkim z NSZ-em, który dominował w jego części zachodniej (powiaty: łukowski, siedlecki, sokołowski i węgrowski) oraz AK/WiN-em, niekwestionowanym liderem zbrojnego podziemia na wschodzie (bialski, radzyński, włodawski). W praktyce oznaczało to kilka tysięcy żołnierzy, o czym świadczyć mogą listy internowanych i wywiezionych na teren ZSRR w latach 1944-1945, aresztowanych i zamordowanych przez funkcjonariuszy powiatowych urzędów bezpieczeństwa publicznego oraz ujawnionych w czasie amnestii w 1947 r. Badania, które przeprowadziłem dla powiatu radzyńskiego, wykazały ponad 1100 osób, które dziś określić moglibyśmy mianem Żołnierzy Wyklętych. Jeśli potraktowalibyśmy tę liczbę jako pewną uśrednioną normę, to na całym Podlasiu Mniejszym mogłoby oznaczać nawet do 10 tys. ludzi. Zatem wraz z rodzinami i zaprzyjaźnionymi domami kilkadziesiąt tysięcy osób w regionie spacyfikowanych przez komunistyczne siły przymusu w latach 1944-1953 i „wyklętych” przez PRL. Tysiące nazwisk, tysiące tragicznych ludzkich losów poświęconych ojczyźnie. Za dużo, by próbować wymieniać jednych kosztem innych. Może poza „Młotem”, legendarnym dowódcą 6 Brygady Wileńskiej AK por. Władysławem Łukasiukiem, operującym na terenie całego Podlasia i stanowiącym postrach komunistów również w regionie siedleckim.
W terenie materialnym śladem po Żołnierzach Wyklętych są przede wszystkim zachowane do dziś napisy wyryte ich rękami na ścianach mrocznych, zawilgoconych cel ubeckich katowni w naszych miastach powiatowych, takie jak w Radzyniu, Siedlcach, Sokołowie czy Węgrowie. Wszystkie one są podobne, są symbolem polskiego doświadczenia bolszewickim terrorem: daty, miejscowości i jakże liczne odwołania do Boga – świadectwa wiary w jego obecność, opiekę, nagrodę za cierpienia. Wreszcie liczne autografy. O czym to świadczy? O tym, że w obliczu końca człowiek ma dwie główne myśli: zostawić coś po sobie, choćby nazwisko wyryte na murze, oraz stanąć w prawdzie wobec Stwórcy.
Oczywiście funkcjonują w przestrzeni publicznej nazwiska osób, które określić można mianem ogólnopolskich bohaterów. To Witold Pilecki, August Fieldorf, Danuta Siedzikówna, Zygmunt Szendzielarz, wspomniany już wyżej Łukasz Ciepliński i inni. Na pewno zasługują na pamięć i szacunek. Ja zachęcam jednak, by przy okazji obchodów tego święta przywracać pamięci również tych regionalnych, wielokroć wciąż jeszcze bezimiennych, Żołnierzy Wyklętych. To oni stać się powinni chlubą lokalnych społeczności, patronami ulic, szkół. Namawiam, by zgłębiać ich losy, czyny, akcje, życiorysy. Mogą być tematem projektów edukacyjnych realizowanych przez uczniów czy regionalistów z pomocą takich instytucji jak archiwa państwowe, biblioteki, Instytut Pamięci Narodowej. W tym względzie Instytut Historii UPH również zawsze chętnie udzieli wszelkiej możliwej pomocy.
Żadna formacja, naród, grupa społeczna, zawodowa, religijna czy organizacja nie składa się z aniołów. Każdą tworzą ludzie z krwi i kości ze swoimi cnotami i występkami. Te ostatnie w żaden sposób nie deprecjonuje tych grup, jeśli oczywiście nie są efektem obowiązującego w nich myślenia. A celem Żołnierzy Wyklętych była idea walki o wolność narodu i niepodległość polskiego państwa oraz zwalczenia jego wrogów. Jako formacja byli wierni Bogu, Honorowi i Ojczyźnie. To uwzniośla konkretnych żołnierzy, choć nie rozgrzesza z ewentualnych uchybień, które oczywiście trzeba dokładnie badać i oceniać. Przyjmować z pokorą fakty, mając jednak na uwadze, że żaden z nich nie może zarysować samej idei, bo ewentualne występki nie wynikały z niej, ale były czynione wbrew niej. Wystarczy poczytać dokumenty programowe i rozkazy struktur poszczególnych organizacji podziemia antykomunistycznego.
Zorganizowane podziemie zbrojne przetrwało w regionie do 1948 r., ale pojedyncze patrole Pogotowia Akcji Specjalnej NSZ oraz oddziały bojowe WiN funkcjonowały do początku lat 50. XX wieku. Ostatnim większym oddziałem NSZ w rejonie Siedlec dowodził Józef Wielogórski „Wichura”. Aresztowania, tortury i mordy w majestacie prawa trwały dłużej. W 1951 r. w Warszawie odbył się proces oficerów Komendy Okręgu NSZ Siedlce. Komendant Karol Sęk „Jakub”, dowódca oddziału bojowego Tadeusz Moniuszko „Bej” i dowódca PAS na miasto Siedlce Stanisław Okniński „Zych” skazani zostali na karę śmierci. W gronie sędziów wydających wyrok był Stefan Michnik. Inni otrzymali wysokie kary więzienia. Wszyscy byli żołnierze powojennego antykomunistycznego podziemia niepodległościowego, którzy przeżyli prześladowania, jako „wrogowie władzy ludowej” byli inwigilowani przez policję polityczną przez cały okres istnienia PRL. Komuniści bali się idei, którą nosili oni w sercach, do końca swych rządów.
Dariusz Magier
Autor jest profesorem w Instytucie Historii UPH w Siedlcach
Podlasianka08:16, 04.03.2021
1 0
Cześć Ich Pamięci !!! 08:16, 04.03.2021