Zamknij

Łukowskie historie Papcia Chmiela

09:00, 20.02.2021 RED
Skomentuj

Niedawno zmarł Henryk Jerzy Chmielewski, autor kultowej serii komiksowej “Tytus, Romek i A’Tomek”, uczestnik Powstania Warszawskiego, żołnierz Armii Krajowej. 

Dużym sentymentem darzył Łuków, w tym mieście urodziła się jego matka, tam często przyjeżdżał do babci na wakacje. Papcio Chmiel miał 97 lat. 
Urodził się 7 czerwca 1923 roku w Warszawie, w domu przy ulicy Nowomiejskiej 20. Kamienica już nie istnieje, w niej przed wojną mieściły się resztki wschodniej części barbakanu. Przed wojną chodził do gimnazjum imienia Stefana Żeromskiego i do wybuchu wojny ukończył trzy klasy tego gimnazjum, równocześnie był członkiem 76 WDH. Drużyna wyróżniała się tym, że jej sztandarowym był słynny Janusz Przymanowski, który później napisał scenariusz do serialu „Czterej pancerni i pies”.

Podróż do Łukowa
- 1 września 1939 roku szykowałem się do szkoły, mamusia poszła po bułeczki, za chwilę przybiegła z wieścią: „Wojna!”. Do szkoły się nie idzie, wielki popłoch, to są rzeczy znane, więc nie będę tego opowiadał. Już 7 września Niemcy zbliżali się do Warszawy i padł rozkaz, żeby młodzież opuszczała Warszawę, wtedy z kolegami na rowerach miałem jechać na wschód, w kierunku Rumunii. Dojechałem tylko do Łukowa, to jest 120 kilometrów, dalej się już nie przemieszczałem, tak że cały miesiąc, całą wojnę spędziłem w Łukowie 
- wspominał Henryk Chmielewski. 

Jak dotarł do Łukowa? Wraz z czterema kolegami, na rowerach wyjechali z Warszawy. Już na Grochowskiej był alarm i samoloty niemieckie bombardowały Olszynkę Grochowską. Popłoch, który powstał sprawił, że chłopcy pogubili się w tym zamieszaniu. On sam schował się do piekarni, zresztą walcząc o rower, który mu wyrywał jakiś żołnierz, tam przeczekał nalot. Dlaczego pozostał w Łukowie?
- Moja matka stamtąd pochodziła, urodziła się w Łukowie i tam przyjeżdżałem często do mojej babci na wakacje. Byłem tam zaprzyjaźniony z mieszkańcami, z chłopami. W Łukowie spędziłem całą wojnę. Kiedy dowiedzieliśmy się, że Warszawa padła, wtedy wszyscy warszawiacy, bo wielu było po różnych domach, wracaliśmy do Warszawy. Niestety był to widok przerażający. Kiedy dotarłem już na plac Zamkowy zobaczyłem spalony zamek. Na szczęście mój dom stał i rodzice żyli - czytamy we wspomnieniach młodego Henryka.
Już w Łukowie był świadkiem wkroczenia najpierw wojsk niemieckich, a później, około 22 września Armii Czerwonej. 

- Muszę wspomnieć, bo to było wydarzenie dosyć ciekawe. Kiedy doszła wiadomość, że Rosjanie są na stacji w Łukowie, to ja byłem jakiś kilometr od tej stacji na wsi Farfak. Popędziliśmy z chłopcami wiejskimi zobaczyć tych Rosjan i dochodząc do linii kolejowej, nagle spotkaliśmy dwóch polskich podporuczników, którzy bez broni szli właśnie do stacji. Ludzie ich ostrzegali: „Nie idźcie, dlatego że tam ruscy zatrzymują oficerów polskich”, a oni na to: „My tam mieszkamy, no przecież idziemy do domu”. Dochodząc razem z nimi do przejazdu, podbiegli krasnoarmiejcy do nich, zarzucili im worki na głowę i zabrali ich na stację w Łukowie. To było moje pierwsze przywitanie z Armią Radziecką 
- mówił Papcio Chmiel.

Jazda po szmugiel
Okupację spędził w Warszawie, chciał kontynuować naukę, ale szkoły żadnej nie uruchamiano na razie, bo przecież wojna miała skończyć się na wiosnę, wówczas popularne było hasło: „Im słoneczko wyżej, tym Sikorki bliżej”. Później zaczęły się kłopoty żywnościowe, więc zaczął jeździć po tak zwany szmugiel, głównie do Łukowa, Parczewa i do innych lubelskich miejscowości. Przez jakiś czas, rok czy dwa, woził do Łukowa buty, które produkował kolega jego ojca, szewc Sobczyński, a które zamieniał na żywność.  Jak mówił było to niezmiernie trudne zadanie, aby znaleźć nogę pasującą do obuwia.

Mimo wielu trudności i niebezpieczeństw nadal jeździł ze szmuglem, głównie do Łukowa.
- Robiło się zakupy, tam czekało się, aż zabiją świniaka z przełożoną obrączką ze starszego na młodszego świniaka i tę rąbankę woziliśmy do Warszawy. Nie było to takie łatwe, bo stacja w Łukowie, była często obstawiona przez żandarmów i nie można było się dostać do pociągu, głównie przed świętami. Niemcy rabowali i przesyłali te produkty do Niemiec dla swoich rodzin. Wtedy trzeba było iść 16 kilometrów do następnej stacji między Siedlcami, a Łukowem do Dziewul, tam siedzieć w krzakach. Jak pociąg się zbliżał, to umówiony maszynista dawał znak gwizdkiem, że nie jadą żandarmi, wtedy się z tych krzaków pędziło i wskakiwało do pociągu, o ile można było wejść, bo pociąg był przepełniony, a jeszcze na dachu ludzie jechali - wspominał dramatyczne podróże z Łukowa.

Jak opowiadał to, co się przywiozło, to rodzina czy znajomi szybko zjedli i trzeba było jechać po następny towar, a „przecież zajmowałem się tą konspiracją, trzeba było się uczyć i chodzić na ćwiczenia po domach, na zbiórki, więc strasznie był człowiek zajęty wtedy, a oprócz tego chodziłem jeszcze do szkoły normalnej”. 

Praca w parowozowni
W 1943 roku zaczął chodzić do tak zwanego Liceum Budownictwa Wodnego i Lądowego w gmachu architektury na ulicy Koszykowej, gdzie połowa szkoły, to byli żołnierze Armii Krajowej. 
- Tak dużo można opowiadać, przecież jeszcze cały rok pracowałem w Łukowie przy budowie parowozowni. Tu chciałbym wspomnieć raczej o innej sprawie. Myśmy mieli na budowę parowozowni w Łukowie przysyłanych codziennie pięćdziesięciu Żydów przyprowadzanych do roboty - czytamy we wspomnieniach.

I dodaje: - Wówczas Łuków miał kontyngent, musieli przyprowadzać na budowę tej parowozowni pięćdziesięciu Żydów, robotników i codziennie ich przyprowadzali. Dostałem pracę jako magazynier, więc musiałem im wydawać narzędzia, głównie łopaty, kilofy. Budowę parowozowni prowadziła firma niemiecka Ryszard Recman z Cottbusu i byli tam również inspektorzy niemieccy, ale co jaki czas zaglądali żandarmi, przyjeżdżali na kontrolę. Był taki moment, że przyjechali na motorach Niemcy i wywlekli wszystkich Żydów z baraków, bo oni mieli oddzielny barak mieszkalny i wywołali „na ochotnika” trzech Żydów na rozstrzelanie. Żydzi stanęli dwuszeregiem przed barakiem, to była taka niemiecka zabawa, kto się zgłosi na ochotnika na śmierć. Ponieważ nikt się nie zgłaszał, to wyciągnęli z tego szeregu trzech Żydów w tym był jeden chłopaczek i z bliska tych Żydów zastrzelili. Mieli psa i po zastrzeleniu, kiedy już padł strzał, pies rzucał się na tego postrzelonego, przewracającego się jeszcze, tarmosił go - opowiadał o traumatycznych wydarzeniach Papcio Chmiel.

Traumatyczne przeżycia
Był również świadkiem likwidacji getta w Łukowie, a to było duże przeżycie, Żydzi byli zamknięci w getcie łukowskim i dowożeni z okolicznych miasteczek. Pewnego ranka o świcie wszystkich Żydów wygnano na plac targowy, trzymano ich cały dzień na słońcu. Mieszkańcy mogli to obserwować z dala. Kiedy zbliżał się wieczór, popędzono wszystkich Żydów szosą na rampę, do wagonów, Żydzi, którzy nie mogli się pomieścić w towarowych wagonach, byli rozstrzelani, ci którzy nie mogli wejść, ładowali się ze strachu po głowach na swoich ziomków. Następnie wagony zamknięto, Niemcy przyjechali do wsi i zażądali dziesięć furmanek do zbierania zabitych Żydów. 

- Tak było, że mój gospodarz, u którego mieszkałem, uciekł, a mnie się trafiło powożenie tej furmanki. To było dla mnie straszne przeżycie, bo musiałem jechać szosą od miasteczka do rampy, zbierać żydowskie trupy i rzucać na furmankę. Tak, że długi czas to mi się śniło – relacjonował H. Chmielewski.

Autor komiksów wspomina także swoje pierwsze miłości. 
- Szereg nędznych zaułków o drewnianej zabudowie wokół ulicy Międzyrzeckiej Niemcy otoczyli drutem kolczastym. Potem ustawili tablice ostrzegawcze: Żydowska dzielnica mieszkaniowa - wejście pod karą śmierci zabronione.

Wszyscy Żydzi musieli przenieść się za druty. Mimo ostrzeżeń można tam było wchodzić, bo nikt właściwie tego getta nie pilnował. Raz czy dwa wchodziliśmy tam ze Stefkiem. Jeszcze nim utworzono getto, kochałem się w pewnej bardzo ładnej dziewczynie, brunetce o typowo semickiej urodzie. Miała na imię Róża. Byłem u niej za drutami, ale o żadnych amorach nie mogło być mowy. Straszliwy brud i nędza nowego jej lokum zabijała wszelką chęć do umizgów.

- Na Cieszkowiźnie miałem sympatię, więc wieczorem chodziłem tam z Wójtostwa przez łąki, na skróty, po «zastodolu», aby nie wpaść na patrol niemiecki po godzinie policyjnej – opowiadał.

Autor wielu komiksów
 Karierę graficzną rozpoczął w wojsku. Po przejściu do cywila pracował jako rysownik, początkowo w „Świecie Przygód”, następnie w „Świecie Młodych”. Studiował na Akademii Sztuk Plastycznych w Warszawie na Wydziale Grafiki. Jest autorem kontynuacji serii komiksowej „Sierżant King z królewskiej konnicy” oraz komiksów własnego pomysłu „Półrocze bumelanta” i „Witek sprytek”.

Największą popularność przyniosła mu ukazująca się od 1957 roku seria komiksów „Tytus, Romek i A’Tomek”, która rozeszła się w łącznym nakładzie 11 milionów egzemplarzy. Przez wiele lat pracował w czasopiśmie „Świat Młodych”, w którym publikował kolejne odcinki. Na motywach z tej serii powstał pełnometrażowy film animowany „Tytus, Romek i A’Tomek wśród złodziei marzeń”, gra komputerowa, a także gry planszowe i seria znaczków Poczty Polskiej. Do maja 2010 roku ukazało się 31 części serii komiksów „Tytus, Romek i A’Tomek” oraz książki „W odwiedziny do rodziny”. Papcio Chmiel napisał też autobiografię „Urodziłem się w Barbakanie” oraz książkę „Tytus zlustrowany”.

Za swoją twórczość Henryk Jerzy Chmielewski otrzymał wiele wyróżnień. Został uhonorowany Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Jest też kawalerem Orderu Uśmiechu. W 2007 roku został odznaczony Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

W 2011 roku odebrał Łukowskiego Złotego Niedźwiedzia. Ślady o jego związku z Łukowe znajdziemy w jednym z komiksów „Tytus, Romek i A’Tomek w Bitwie Warszawskiej”. Na rysunku widać jak kolejarz wsiada do pociągu, aby wziąć udział w bitwie. W tle znajduje się łukowski dworzec.


Na podstawie książki: Henryk J. Chmielewski „Urodziłem się w Barbakanie” oraz prasowych wypowiedzi.

(RED)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%