Młody mężczyzna na kilku rozprawach udowadniał, że nie mógł pobić sąsiada, bo we wskazanym czasie był całkiem gdzie indziej. – Ale sąd i tak uznał, że jestem winny – mówi.
Pan Kamil, 27-latek spod Węgrowa, opowiada, że zaczęło się od zaskoczenia.
Zdarza się
– O całej sprawie dowiedziałem się w lipcu 2023 r., kiedy moja mama zadzwoniła, że dostałem awizo z sądu – przypomina sobie. – To był piątek, więc potem cały weekend analizowałem, co to za sprawa. I nic mi nie przyszło do głowy. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że może zostanę świadkiem w jakiejś sprawie. Zdarza się.
W poniedziałek odebrał na poczcie list. A w nim… akt oskarżenia. Dowiedział się z niego, że 1 kwietnia tego samego roku miał „naruszyć nietykalność cielesną” swojego sąsiada, uderzając go pięścią w lewą połowę tułowia i prawe przedramię. Oraz że jest oskarżony o przestępstwo z art. 217 § 1 Kodeksu karnego, za co grożą: grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do 1 roku.
– Najpierw była myśl, że z tym sąsiadem nigdy nie byłem na wojennej ścieżce. Przypomniałem sobie tylko, że w przeszłości miał jakieś konflikty z innymi osobami z mojej rodziny. Potem, kiedy szok minął, zacząłem myśleć: „A co ja właściwie robiłem tego 1 kwietnia?” – relacjonuje 27-latek.
Pan Kamil przypomniał sobie szybko, bo wskazany dzień był charakterystyczną datą – przypadały wówczas 50. urodziny ojca jego dziewczyny. I wtedy przyszło olśnienie: 1 kwietnia 2023 r. nie był w miejscu, gdzie jakoby doszło do pobicia. Nie był, bo jest zawodowym kierowcą i tak się składa, że tego dnia pracował jak zwykle.
– Odetchnęliśmy z ulgą – mówi pani Barbara, mama Kamila. – Myśleliśmy, że dodatkowo potwierdzą to nagrania z kamery zamontowanej na domu. Stanęliśmy na głowie, żeby odzyskać zapis z tamtego dnia, ale się nie udało. Widok z 1 kwietnia został nadpisany. Ale się tym szczególnie nie przejęliśmy. Zdarza się – dodaje.
Wszyscy po mnie jechali
Dlaczego się nie przejęli? – Bo sprawa wydawała się nam prosta: przedstawiamy dowody, wyjaśniamy, że syn był w pracy, odbywa się 1 albo 2 rozprawy i jest po wszystkim – wyjaśnia kobieta.
Ale nie było po wszystkim. W ciągu prawie 2 lat odbyło się 7 rozpraw. A na nich kolejne osoby potwierdzały wersję oskarżyciela prywatnego, czyli mężczyzny, który miał być pobity. – Nie znałem tych ludzi, co najwyżej z widzenia. Ale z żadnym nigdy wcześniej nie rozmawiałem – opowiada pan Kamil. – Wszyscy świadkowie, łącznie z tym, który jakoby był ofiarą, stanowczo potwierdzali: to był 1 kwietnia. Tylko na drugiej rozprawie, kiedy zeznawała żona tego sąsiada, wskazana przez niego jako jedyny bezpośredni świadek pobicia, on powiedział, że do zdarzenia mogło nie dojść akurat wtedy. Ale już na kolejnych rozprawach nie wspomniał o tym ani słowem. Dlatego aż do ostatniej wszystkich przesłuchiwano pod kątem tego terminu.
Z przesłuchań wyłaniała się dość spójna wersja wydarzeń. Feralnego dnia sąsiad mojego rozmówcy przyjechał z żoną na swoją posesję. Tam zgrabiali liście i wynosili worki z nimi – do momentu, kiedy mężczyzna został uderzony przez pana Kamila. Tę historię miało potwierdzać to, co przed sądem w Węgrowie powiedział pracownik oskarżyciela: usłyszał krzyki, wyjrzał przez okno i zobaczył szarpaninę zakończoną ciosem, po której pojawił się ojciec napastnika. Podobna była relacja brata sąsiada pana Kamila. Jak mówił, także usłyszał krzyki, podszedł do szpaleru tui na granicy działek, dostrzegł bójkę i zamachnięcie się przez młodszego z mężczyzn, a wieczorem brat skarżył się na ból z lewej strony i opowiedział, że „poszło o liście”.
Pytam oskarżonego, co czuł, słysząc, jak całkiem liczna grupa zarzeka się, że to on jest sprawcą i że na pewno pobił sąsiada 1 kwietnia 2023 r. Najpierw długo milczy. – Niemoc, zażenowanie, rozczarowanie. Wszyscy po mnie jechali. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć – mówi w końcu.
Nie ma sprawiedliwości
Pan Kamil i jego prawnik skupili się na udowadnianiu, że we wskazanym terminie nie mógł pobić sąsiada, bo pracował w całkiem innym miejscu. Nagrań z kamery monitoringu już nie było, ale udało się pozyskać zapis tachografu cyfrowego z samochodu służbowego, którym jeździ oraz wykazy logowań komórki pozywającego.
– Musiałem udowadniać, że nie jestem wielbłądem – podsumowuje dziś mój rozmówca. A jego mama dodaje: – Po każdej rozprawie wracał jak zbity pies. Po pierwszej zwymiotował z nerwów.
Na ostatniej rozprawie się nie pojawił. Powód? Czuł się przytłoczony. To, jaki wyrok zapadł, usłyszał od swojej prawniczki. Jak się okazało, sąd uznał, że pan Kamil jest winny pobicia. I że ponieważ większość zeznań wydaje się wiarygodna, należy dojść do wniosku: pobicie miało miejsce, ale najwyraźniej w innym terminie. W wydanym później uzasadnieniu napisano, że był to „bliżej nieustalony dzień marca 2023 r., nie później niż 7 kwietnia 2023 r.”.
– Aż mnie zatkało – podsumowuje krótko pan Kamil. – Pomyślałem wtedy, że już nie ma sprawiedliwości. Zostałem oskarżony o coś, czego nie zrobiłem, straciłem czas i nerwy. Do tej pory sądziłem, że człowieka uznaje się za winnego, jeśli dowody są niepodważalne. Skoro tyle rozpraw poświęcono wałkowaniu tego 1 kwietnia, to dlaczego nikt nie zadał sobie wysiłku, żeby sprawdzić inne dni? Dlaczego nie dokonano wnikliwej analizy wszystkich dowodów i nie dano mi prawa do udowodnienia, że w innym terminie też nie dopuściłem się pobicia? – pyta rozżalony.
W sumie więzienia nie ma…
W uzasadnieniu wyroku można znaleźć też informację, że sąd postanowił o umorzeniu postępowania na 1 rok próby. Oraz że orzekł 60 zł opłat i 500 zł nawiązki, „co będzie stanowiło odczuwalną dolegliwość dla oskarżonego i uświadomi mu, iż dopuścił się popełnienia przestępstwa i zarazem zobliguje go do przestrzegania porządku prawnego na przyszłość”.
Czyli w sumie sprawa zakończyła się dobrze? Było trochę stresu, nie ma więzienia, a kilkaset złotych to przecież nie fortuna… – Nie – odpowiadają wspólnie pan Kamil i jego mama. – Kiedy syn zadzwonił z informacją, że został uznany za winnego, czekałam, aż powie: „Żartowałem”. A potem, kiedy okazało się, że nie żartuje, byłam gotowa walczyć do końca – dodaje jeszcze ona.
Teraz czeka ich postępowanie apelacyjne w Sądzie Okręgowym w Siedlcach. Pierwszą rozprawę zaplanowano na 14 listopada. Główny cel to uniewinnienie.
A jeśli sąd nie przychyli się do jego wniosku? – Wykorzystam wszystkie dopuszczalne prawem możliwości, zaczynając od pisma do Rzecznika Praw Obywatelskich – odpowiada pan Kamil. I kończy: – Czuję się jak Tomasz Komenda. W jego przypadku też wszyscy mówili: „To niemożliwe. Jak sąd mógł skazać człowieka za to, czego nie zrobił?”.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz