Czy pacjent onkologiczny może poczuć, że nie jest tylko numerem w systemie? Czy w obliczu choroby, która przeraża i odbiera siły, można liczyć nie tylko na leczenie, ale i na wsparcie, bliskość, zrozumienie?
Po rozmowie z naszą czytelniczką długo nie mogłam przestać o tym myśleć. Kobieta nie chciała się poskarżyć, chodziło jej raczej, żeby „ktoś wreszcie napisał o tym miejscu dobrze”. – W świecie, w którym tyle jest hejtu, im należy się jedno słowo: „dziękuję” – dodała. Z jej słów biło coś więcej niż wdzięczność. Były w nich: obawa, nadzieja, wątpliwości i ulga. Właśnie one sprawiły, że poszłam na Oddział Onkologii w Siedleckim Centrum.
Nie jestem sama
– Kiedy zachorowała bliska mi osoba, usłyszałam od znajomych: „Zabierz ją stąd, jedźcie gdzie indziej, tu jej nie pomogą” – opowiada mi przez telefon czytelniczka. Jej głos jest spokojny, ale słychać, że ta sprawa wciąż ją porusza. – Pytałam dlaczego, ale nikt nie potrafił odpowiedzieć. Powielali tylko opinie zasłyszane gdzieś, od kogoś, bez konkretów.
Zaryzykowała. I, jak mówi, to była jedna z najlepszych decyzji w jej życiu. – Dziś, po kilku miesiącach leczenia, wiem, że dobrze zrobiliśmy. I dlatego chciałam, żeby ktoś w końcu napisał o tym miejscu coś dobrego. Należy im się: „dziękuję”.
A potem mówi coś, co na długo zostaje w pamięci. – Jeśli od osoby, którą tu zostawiasz, słyszysz: „Nie musisz się zwalniać z pracy, bo jestem otoczona opieką i czuję się bezpiecznie”, nie potrzebujesz innego źródła informacji. Wiesz, że twój bliski jest w dobrych rękach.
Drobiazgi jak pół leczenia
Za namową naszej czytelniczki wybieram się na siedlecką onkologię. Jestem gotowa na chłodne rozmowy, skrępowanie, a może nawet obojętność czy niechęć, a spotykam się z sympatią i zaskoczeniem, że ktoś z zewnątrz chce po prostu wysłuchać i być blisko. A nim do tego dochodzi, pierwszym, co widzę, jest pielęgniarka z uśmiechem podchodząca do pacjenta, by delikatnie go uspokoić i zaoferować wsparcie. Ten prosty gest wydaje się mówić: „Jesteś ważny, nie jesteś sam”.
Chwilę później w poczekalni rozmawiam z panem Andrzejem, 54-latkiem, który na leczenie przyjeżdża aż z południa Polski. – Tak, słyszałem różne rzeczy – przyznaje bez ogródek, kiedy pytam, czy słyszał negatywne opinie o Siedleckim Centrum Onkologii. – Ale to, co zobaczyłem tutaj, temu przeczy. Widzę profesjonalizm i zaangażowanych ludzi, którzy traktują pacjenta jak człowieka, a nie tylko numer czy przypadek. Ludzie narzekają, ale nie wiedzą chyba, jak jest na onkologii w dużych miastach. Tu czuję się inaczej. Dla kogoś chorego na raka drobiazgi jak uśmiech, pytanie czy podanie ręki to więcej niż pół leczenia – dodaje.
Na oddziale udaje mi się porozmawiać jeszcze z kilkoma kobietami. 38-letnia pani Katarzyna opowiada ze łzami w oczach: – Kiedy tu trafiłam, byłam przerażona. Mam małe dzieci, chciałabym je wychować, zobaczyć, jak dorastają, ale bałam się, że choroba mi to odbierze. A jednak tutaj poczułam się bezpiecznie. Nikt mnie nie ocenia, mogę pytać o wszystko. To daje mi siłę. Nie jest łatwo, ale wiem, że dam radę.
A pani Elżbieta, która wróciła na kolejną wizytę, wspomina, że była mocno zdziwiona, kiedy pielęgniarka przywitała ją po imieniu. – To niby drobiazg, ale nagle poczułam się, jakby naprawdę mnie tu znali, jakbym nie byłam anonimowa – mówi.
Z kolei pani Maria opowiada z uśmiechem: – Przyszłam na kolejną chemię i usłyszałam od pielęgniarki: „O, wygląda pani dużo lepiej. Ładna ta chustka, świetnie pani w niej!”. Niby zwykłe słowa, ale sprawiły, że poczułam się piękna i silniejsza, choć w środku było mi bardzo ciężko."
Do tego wnętrze i otoczenie SCO sprawia przyjazne wrażenie – zamiast sterylnych, białych ścian, przestrzeń wypełniają kolory i fototapety, które nadają miejscu ciepły, ludzki charakter.
Wsparcie dla każdego
Od pacjentów słyszę wiele słów o empatii, spokoju i poczuciu bezpieczeństwa. Dlatego chcę zapytać lekarzy, skąd to się bierze i czy rzeczywiście można pogodzić medycynę z człowieczeństwem. Prof. Dr hab. n. med. Lubomir Bodnar, ordynator oddziału onkologii, mówi spokojnie, ale z wyraźnym przekonaniem: – Od początku chciałem pracować w miejscu, w którym pacjent nie jest tylko numerem w systemie. Zawsze zależy mi na tym, by chorzy czuli, że są dla nas ważni. Jako ludzie, nie jako przypadki kliniczne.
Na chwilę milknie. – Ta praca nie jest łatwa – mówi w końcu. – Walka z rakiem to codzienne wyzwanie, ale bez tego niego bym nie osiągnął. Lekarze, pielęgniarki i psycholodzy muszą tu być nie tylko z obowiązku, ale z serca. Empatia nie jest dodatkiem. To fundament. Pacjent musi wiedzieć, że nie jest sam i że jego historia się liczy.
Podobnie uważa jego zastępczyni, dr n. med. Joanna Kozłowiec: – Opiekujemy się nie tylko chorymi, ale i ich rodzinami. Czasem ktoś przychodzi po prostu porozmawiać, czasem potrzebuje się wypłakać albo po prostu posiedzieć w milczeniu. Nasz zespół psychoonkologów jest tam, gdzie są ludzie. Krąży po salach, pyta, słuchaj. Jeśli ktoś potrzebuje wsparcia, natychmiast reaguje.
Jak podkreśla wiceszefowa Siedleckiego Centrum Onkologii, każdy, kto tu trafia, ma zapewnioną indywidualną konsultację psychologiczną. – To nie jest coś, o co trzeba się specjalnie upominać, ale element całego procesu leczenia. Wystarczy powiedzieć pielęgniarce, a pojawi się psycholog, bez czekania i formalności. To samo dotyczy opieki duszpasterskiej. Ksiądz przechodzi codziennie, ale się nie narzuca.
Psychoonkolog Agnieszka Nikończuk pomaga chorym i ich rodzinom oswoić emocje, które często są silniejsze niż ból fizyczny. – W Centrum pomoc psychologiczna jest częścią opieki, a nie dodatkiem. Pacjent ma prawo do wsparcia od samego początku pobytu, niezależnie, czy dopiero zaczyna leczenie, czy wraca na kolejną chemioterapię. Rozumiemy, że niektórzy nie chcą od razu rozmawiać z psychologiem, dlatego też szanując ich decyzję pozostajemy w dyspozycji przez cały okres hospitalizacji oraz bezpośrednio po niej umożliwiając kontynuację opieki psychologicznej w warunkach ambulatoryjnych. Warto nadmienić, że pacjent i jego rodzina mierzą się z wieloma trudnymi emocjami między innymi lękiem, złością, żalem, nierzadko skierowanymi w stronę personelu medycznego. Czasem bliscy nie są gotowi na to, co się dzieje, i wtedy uaktywniają swoje mechanizmy obronne. Każdy etap choroby jest okresem bardzo trudnym. Często ludzie myślą, że muszą być silni. Że nie wolno im płakać przy bliskich. Tymczasem prawdziwe wsparcie to wspólne przeżywanie emocji. Płacz, przytulenie czy rozmowa dają ulgę i przywracają człowieczeństwo.
Gdy pytam o najtrudniejsze momenty, pani Agnieszka odpowiada bez wahania: – Lęk, Złość. Bezradność. Ale rozumiemy to. Jesteśmy tu także, żeby wyłapać i złagodzić te emocje. Każdy człowiek, zasługuje, żeby być zauważonym i wysłuchanym.
Siła empatii na pierwszej linii
Z pielęgniarką oddziałową Ewą Szadurą, rozmawiam o tym, co sprawia, że pielęgniarki SCO zbierają pochwały. – To przede wszystkim zgrany zespół – odpowiada. – Kiedy pojawiają się jakieś nieporozumienia (a zdarzają się w każdej pracy), zawsze wyjaśniamy je w ciszy, w odosobnionym gabinecie, nigdy przy pacjencie. Każda pielęgniarka dokładnie tłumaczy pacjentowi procedury, zapoznaje z topografią oddziału, pokazuje, jak działa system przyzywowy i tłumaczy jak go używać. Chory zawsze otrzymuje właściwą pomoc. Jesteśmy na pierwszej linii kontaktu, bo często to my zauważamy drobne ale bardzo ważne szczegóły, które pacjent zapomniał przekazać lekarzowi. Nasza praca polega na profesjonalnej opiece, pomaganiu, codziennie i w każdej sytuacji. Mimo bardzo odpowiedzialnej pracy oraz dużej liczby pacjentów hospitalizowanych, wiem, że moje koleżanki i koledzy mają ogromne serce. To, czego człowiek chory najbardziej potrzebuje od drugiego człowieka, to chwila uwagi, życzliwości, empatii. I właśnie to dostaje tutaj na co dzień.
Jak mówi pani Ewa, pacjenci zauważają te gesty: – Oprócz formularzy skarg mamy też formularze pochwał. Pacjenci piszą: „Czułem tu bezpieczeństwo i profesjonalną opiekę” albo „Uśmiech pielęgniarki i zwykła rozmowa sprawiają, że zapominam o chorobie”.
– Oczywiście jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas czasem ma gorszy dzień, ale nigdy nie pozwalamy, by odbiło się to na pacjentach. Każdy trudny moment przeżywamy razem z naszymi chorymi i z ich rodzinami. Doświadczenie zawodowe i specjalistyczne wykształcenie pozwalają nam pomagać nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach. Nie możemy zadowolić wszystkich, ale codziennie dokładamy wszelkich starań, by pacjent czuł się u nas zaopiekowany. A jeśli ktoś zauważa te starania, jest naprawdę miło. Bo te małe gesty, uśmiech, słowo czy czułość znaczą tu wszystko – kończy oddziałowa.
Lekcja empatii i człowieczeństwa
Patrząc na pacjentów i ich rodziny, widzę strach, niepewność i ból, które wydają się przytłaczać. Ale wtedy dostrzegam też te drobne gesty – uśmiech pielęgniarki, słowo wsparcia psychologa, pytanie „Jak się dzisiaj czujesz?”. Dlatego myślę, że w SCO człowiek nie jest sam. Każdy pacjent i każda rodzina spotyka tu ludzi ciepłych, cierpliwych i empatycznych. Osoba leżąca na sąsiednim łóżku staje się znajomym, w którym odkrywa się bratnią duszę. Być może to będzie tylko krótka znajomość, a być może początek nowej przyjaźni.
Gdy przechodzę korytarzami oddziału, na chwilę zapominam o problemach. Tu liczy się każdy dzień, każda rozmowa, każdy uśmiech. Takie miejsca przypominają mi, jak ważne jest, żeby dostrzegać drugiego człowieka, doceniać to, co mamy, i cieszyć się każdą chwilą życia. Dla mnie jako dziennikarki to lekcja empatii i człowieczeństwa. W świecie pełnym pośpiechu, hejtu i niepewności Siedleckie Centrum Onkologii pokazuje, że ludzkie dobro nadal istnieje. I w takich chwilach wiem, że warto o tym pamiętać każdego dnia – dla siebie i dla innych.
1 0
W 2023 roku byłem pacjentem na onkologi to co jest napisane jest prawdą Wspanialy Lekarze i pielęgniarki oraz pomoc medyczna.
0 0
Czytam i czytam. Serce peka bo mimo, że nie miałam doczynienia z tą choroba wyobrażam sobie ile Ci ludzie muszą wycierpiec. Miło, że jest u nas w mieście taka opieka.
1 0
Od pierwszego akapitu wiedziałam kto jest autorką tego tekstu
Pani Iwono po raz kolejny weszła pani tam gdzie potrzeba
A ju ż panią znając to jestem pewna że swoim ciepłem przyciągnęła pani tych ludzi do siebie
To pani ma tą wrażliwość w sobie które wycisza i daje spokój i namacalne dobro
Pozdrawiam
0 0
Pozdrawiamy Panią redaktor, która rozmawiała właśnie z moim tatą na potrzeby tego artykułu. Bardzo ciepło o Pani mówił i prosił, aby napisać, że należy się Pani premia. Nie pamiętał jak Pani się nazywa, a chciałby podziękować za tą miłą pogawędkę.
0 0
Popieram.
Droga redakcji PREMIA dla tej Pani. Po raz kolejny pokazała człowieka, dziennikarza jakiego nie znajdziemy w tym mieście. Cała reszta może się uczyć. Albo ma się to coś albo nie.
Pani Iwonko pozdrawiam serdecznie. Jak będę w Siedlcach koniecznie zawitam do redakcji i bardzo chcę poznać Panią osobiście, a nie tylko z opowieści.