Turniej na zamku w Liwie jest jak wisienka na torcie wielomiesięcznych przygotowań, w które angażuje się wiele osób. Wydarzenie przyciąga tłumy, które chcą poczuć atmosferę średniowiecza i – co najznamienitsze – zobaczyć na własne oczy, jak przebiega rycerska walka.
W tym roku jubileuszowy – XX Turniej Rycerski o pierścień księżnej Anny na Zamku w Liwie odbył się w sobotę, 19 sierpnia. Upał był afrykański, a zbroje nie dość, że ciężkie, to jeszcze mało przewiewne…
Jak dawniej…
Na szczęście nie na słabeuszy trafiło. Dzielni rycerze dali radę w zmaganiach, a nie mniej dzielna publiczność dopisała. Średniowieczne „zajęcia” można było nie tylko podziwiać na odległość, ale też spróbować swoich sił, na przykład w walce na miecze piankowe, strzelaniu z łuku, czy rzucie toporkiem… Już gdy wchodziło się na zamek i „rzucało okiem” z góry na wioskę rycerską, gdzie w wielkich garach wiszących nad ogniskami przygotowywała się strawa dla rycerzy i ich rodzin, wiadomo było, że dzień ten zwykły nie będzie… A na miejscu, czyli na terenach podzamcza, można było spotkać nie mniej zaskakujące widoki, na przykład zbrojnych rycerzy malujących obrazki wespół z pacholętami (miód na serce).
Rozmowa z rycerzem
Zagadujemy przypadkowo napotkanego rycerza i pytamy jak trafił w szeregi średniowiecznych wojowników? – Rycerzem jestem od zeszłego roku. Wcześniej trenowałem ten sport na miękkim sprzęcie. Zamarzyło mi się przejście na wyższy poziom i rywalizowanie z najlepszymi – opowiada Piotr Mittag z Warszawy, który swoją przygodę z trenowaniem walki na miecze rozpoczął w Centrum Dawnych Sztuk Walki. – W Liwie również poznałem parę osób, które wciągnęły mnie w tego typu zainteresowania, zaraziły pasją – dodaje.
Czy aby zostać rycerzem, trzeba przejść jakiś test, czy wystarczy przychylność władcy? - Najczęstszą barierą jest po prostu koszt zakupu zbroi i broni. Próg wejścia do grona rycerzy jest w miarę niski, nie trzeba być wybitnym w sportach walki – przyznaje całkiem na poważnie nasz rozmówca i zaznacza, że uczestnictwo w turniejach to przede wszystkim dobra zabawa i baaardzo duże emocje. – Zwłaszcza, gdy jest się już na wyższym poziomie. Adrenalina i duch rywalizacji to jedne z powodów, dla których to robię – podkreśla rycerz Piotr.
A strach? Czy jest jakiś strach? - Strachu nie ma. Nie jest to bardzo kontuzjogenny sport. Podczas pojedynków urazy zdarzają się rzadko. W walkach grupowych jest większe ryzyko, bo jest tłok i gdy kilku chłopa się zlepi i szarpie, może być bardziej niebezpiecznie – zaznacza nasz rozmówca.
Piotr Mittag brał udział zarówno w walkach 2vs2, w bitwie wieczornej, jak i w gali finałowej 1vs1. Zbroja, którą miał na sobie reprezentowała uniwersalny styl, który był popularny w całej Europie w okresie około grunwaldzkim.
Polityczne trzy grosze
Od polityki w dniu rycerskich zmagań jednak uciec się nie dało. I wcale nie o politykę z czasów średniowiecza chodziło. Wśród oficjeli na turnieju pojawiła się posłanka Kamila Gasiuk-Piechowicz, która zabrała głos tuż bitwą wieczorną. Zagrzewając uczestników do mężnej walki, zauważyła, że ideały rycerskie są potrzebne również współcześnie, bo „smok panoszy się w państwie” i nawet „białogłowy" muszą walczyć o swoje prawa”...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz