Rozmowa z Mirosławem Grelukiem, malarzem-artystą, społecznikiem, twórcą i realizatorem imprez charytatywnych.
Jak mija Panu czas pandemii? Czy to bardziej czas tęsknoty za czasami przed, czy może moment na nabranie energii w domowym zaciszu?
Czas pandemii w moim życiu twórczym, artystycznym niczym się nie różni od tego sprzed, a nawet mam więcej czasu na malowanie. Natomiast pandemia determinuje moją działalność organizacyjną w imprezach charytatywnych, kulturalnych, sportowych, biznesowych itym podobnych, które od lat realizowałem w regionie jako Stowarzyszenie Promocji Mistrzów Masters Promotion.
Porozmawiajmy o Pana obrazach. Biją od nich dobra energia, radość. Proszę opowiedzieć o nich, o procesie tworzenia. Co Pana inspiruje?
Uważam, iż rola artysty, osoby, której dano takie miejsce na ziemi i misję jaką dostał jest ubarwianie świata. W moim wypadku obrazy mają emanować dobrą energią, cieszyć oczy, wzbogacać nasze wnętrza mieszkań i domów, ale także wnętrza nas samych. Obrazy żyją z nami często całe życie, a i są na pokolenia, więc powinny nieść pozytywne odczucia czyli dobrą energię. Poza tym taki jestem, jakie są moje obrazy: ciepły, radosny, pozytywnie nastawiony do świata i ludzi. Inspiracją jest piękno jakie dostrzegam wokoło siebie, które mogę przetworzyć na obraz.
Wystawę "Różnorodności" możemy oglądać od 13 maja do końca lipca w Galerii Teatralnej CKiS. Dla jakich odbiorców jest ona przeznaczona, komu spodoba się najbardziej?
Różnorodność w tematyce - mamy tu surrealizm, egzystencjalizm, akty, abstrakcje, pejzaż, marynistykę, kwiaty. Różnorodność w manierze artystycznej - jest tu realizm, abstrakcja, pędzel, szpachelka, specjalna struktura obrazów, a wszystko zawsze farbami olejnymi - jestem wierny olejom i tradycji. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jestem wszechstronny i to pokazuje w swojej twórczości. Kryterium powinno być to, czy powiesiłbym sobie dany obraz u siebie czy nie - myślę, że każdy znajdzie swój obraz, który zechce zawiesić w swoich wnętrzach.
Jest Pan społecznikiem, inicjatorem wielu akcji, założycielem fundacji i nie tylko. Skąd tyle energii, pomysłów, udanych przedsięwzięć?
Zawsze taki byłem odkąd pamiętam, byłem wszędzie już jako nastolatek - byłem hippisem, punkowcem, metalowcem, grałem w zespołach heavy metal i punk, niespokojna dusza i buntownicza aż przerodziło się to w dojrzałego człowieka społecznie, działającego na rzecz słabszych, potrzebujących pomocy, dla radości dzieci w szczególności ze szkół specjalnych, jakie sobie wziąłem w opiekę w moich ideach Grelowisk, czyli spotkań charytatywno-artystycznych. A malarstwo? Obrazy wykorzystuję do działań dobrych, wartościowych, czyli licytujemy je na moich imprezach, a wylicytowane pieniądze służą pomocy stowarzyszeniom i instytucjom działającym na rzecz dzieci specjalnej troski, osób niepełnosprawnych i wartościowych idei.
Czy jest jakieś wydarzenie lub akcja, które wspomina Pan najlepiej, z którego jest Pan najbardziej dumny?
Oczywiście Grelowiska i ich idea. To już marka jedyna w Polsce, autorska idea jaką stworzył artysta malarz i realizuje ją już ponad 23 lata w regionie całego Mazowsza i Lubelszczyzny. Więcej o Grelowiskach: www.greluk.pl
W 1997 roku odbyło się pierwsze spotkanie, więc za rok minie 25 lat. Czy planowane są odchody tego jubileuszu?
Ostatnie Grelowisko odbyło się w 2016 roku w kompleksie dworkowym Mościbrody. Oczywiście po pandemii powrócimy do tego. Już w moim umyśle wizualizuję sobie następne Grelowisko w 2022 roku czy w Łukowie czy w Węgrowie, czy Mościbrodach, zobaczymy. Na pewno to, co widzę oczami wyobraźni to realizuję. W tym miejscu chcę powiedzieć o wymiernych efektach finansowych z realizacji Grelowisk: to ponad 1 milion złotych! Z aukcji moich obrazów oraz moich przyjaciół artystów z Polski, Białorusi i Ukrainy, to także dochód z aukcji specjalnych przedmiotów darowanych przez znanych sportowców ale i polityków, z kwest prowadzonych na Grelowiskach, z bali charytatywnych z aukcjami moich obrazów oraz z dodatkowej pomocy determinowanej ideą Grelowisk. Taka kwota zasiliła przez 20 lat około 80 różnych stowarzyszeń, instytucji, wartościowych idei i tym podobnych. Nawet fundowaliśmy stypendia artystyczne i naukowe dla szczególnie uzdolnionych, młodych ludzi zwłaszcza w dziedzinie muzycznej.
Ma Pan otwarte serce na potrzeby dzieci. Jest Pan członkiem Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu. Czy tak jak Kawalerowie Orderu Uśmiechu musiał Pan wypić sok z cytryny i później uśmiechnąć się, by otrzymać ten tytuł?
Jestem jednym z najmłodszych członków Międzynarodowej kapituły Orderu Uśmiechu na wniosek Kanclerza MKOU, byłego Rzecznika Praw Dziecka Marka Michalaka, który dekorował mnie orderem uśmiechu w roku 2004 na 1 Festiwalu Dziecięcym Dniu Radości, jaki zorganizowałem na siedleckim amfiteatrze we współpracy z Miejskim Ośrodkiem Kultury w Siedlcach. Tak, w formule nadania tego orderu jest wypicie soku z kwaśnej cytryny i uśmiechnięcie się potem. Tak też było...
O czym Pan marzy prywatnie i zawodowo? Czego Panu życzyć?
3xM, Miłości, Malarstwa, Muzyki.
Jaki był Pana początek ze sztuką? Co zdecydowało o tym, iż poświęcił się Pan tej dziedzinie?
W liceum miałem plany by iść na studia związane z geografią lub na germanistykę - to były moje ulubione przedmioty. Jednak gdy nie zdałem matury z geografii przez swoje długie włosy, których nie chciałem ściąć, a taki był wymóg dyrektora bym zdał maturę, to poszedłem do policealnej szkoły Reklamy w Mińsku Mazowieckim. To była szkoła tzw. poczekalnia dla ludzi, którzy nie dostali się na ASP. I tu już wiedziałem, iż sztuka i malarstwo to moje życie i już w czasie studium realizowałem pierwsze wystawy malarstwa w Siedlcach i poszedłem na studia artystyczne do Instytutu Wychowania Artystycznego na UMCS w Lublinie, gdzie było 12 osób na miejsce. I jestem tym kim jestem, choć studia to papierek, a osobowość kształtowała się przez lata życia. Bo najlepsza szkoła to życie.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz