Ludzkie wady ujmuje w zwierciadle nieszkodliwej satyry. Nie jest naiwny, więc ma świadomość, że świata nie zmieni, ale przynajmniej go trochę urozmaici i rozweseli. Ze świętującym 40-lecie twórczości, autorem spełnionym i wciąż spełniającym się - głównie w krótkich formach satyrycznych, których ma na koncie tysiące, oraz rozmiłowanym w tworzeniu dla najmłodszych – Stefanem Todorskim rozmawia Maria Tarkowska.
Jak to się stało, że wkroczył Pan na tory poezji?
Ciągoty do pisania miałem już jako uczeń szkoły podstawowej, a w szkole średniej chęć pisania stała się bardzo silna. Czułem, że chcę do tego celu zmierzać. Zaczynałem wysyłać swoje teksty do redakcji czasopism młodzieżowych, np. do „Na przełaj”. Odpowiedzi były niepocieszające, część z nich brzmiała nawet, bym poszukał sobie innych zainteresowań. Jednak upór i chęć tworzenia pozostały. Gdy miałem 18-19 lat pewne nadzieje mi czyniono…
Jeżeli natomiast chodzi o tematykę, pierwsza nieporadna liryka dotyczyła treści patriotycznych. Były też wiersze skierowane do dziewczyn, które mi się podobały. Pokazywały się również tematy ukazujące piękno natury i wiejskie klimaty. Kształtowało mnie bowiem środowisko, widziałem przyrodę wokół siebie, czytywałem też poezję o charakterze ludowym.
Wróćmy do wspomnianych nadziei. Kiedy okazało się, że nie są płonne?
Mój debiut to satyra - fraszki zamieszczone w dwóch czasopismach, w kolumnie satyrycznej „Przez szparkę w płocie” niedzielnego wydania „Chłopskiej drogi” oraz w „Barwach”. To był czerwiec 1976 roku. Debiut w poezji dziecięcej miał natomiast miejsce w styczniu 1977 r. w „Świerszczyku”. Kiedy po raz pierwszy wskoczyłem do redakcji tego pisma, redaktor naczelna oceniła, że wiem na czym polega pisanie, ale nie do końca wiem, jak robi się to współcześnie. Wzorowałem się bowiem na Tuwimie, na Brzechwie. Otrzymałem więc 20 numerów „Świerszczyka” i po paru tygodniach mój tekst trafił na okładkę.
Czy przytoczy Pan któryś ze swoich pierwszych utworów?
„Nagrobek piekarza”:
Pierwszy raz w dziejach wieków
Stwierdzono zgon z wypieków.
Czy jako młody fraszkopisarz miał Pan swoich nestorów?
Czytywałem trzech fraszkopisarzy - Jana Sztaudyngera, Jerzego Leca, Tadeusza Gicgiera.
Teraz ma pan na swoim koncie tysiące fraszek. Zakładając, że korzystniej jest, gdy sztuka nie istnieje tylko i wyłącznie dla sztuki, proszę o wskazanie motywacji i celów swojej twórczości.
Fraszki to dla mnie sposób na skrytykowanie czy napiętnowanie wad, przywar, negatywnych zjawisk. Wiedząc jednak, że działanie w tym kierunku jest mało efektywne, bo wady czy przywary są wieczne, nie ma sensu silić się na prawdziwą walkę. Próbowałem więc wojować w sposób humorystyczny. Jeśli nie osiągnę celu, to przynajmniej zrobię coś, z czego będzie trochę wesołości. Zaznaczę jednak, że moja satyra nie zawsze jest humorystyczna. Czasami wywołuje napięcie czy złość.
Czy mając na celu to ukazywanie przywar - humorystyczne lub nie, Pana utwory powstawały z myślą o konkretnych osobach? Zapewne…
Tak, oczywiście, ale zawsze powstawały nie na konkretną okoliczność. Nie rejestruję wydarzeń bieżących. Moja twórczość ma z założenia charakter uniwersalny. Obserwacja czegoś lub kogoś jest bodźcem. Wydarzenie, zachowanie, słowo czy osoba może stanowić impuls, a to, co pod jego wpływem powstanie, będzie aktualne również za 5 czy 10 lat. Na przykład, jadąc pociągiem miałem przed sobą kobietę w takiej czy innej formie interesującą, która nigdy nie dowie się, że była motywem czy iskrą do napisania fraszki o treściach ogólnych.
Posługując się jedną z możliwych klasyfikacji, artystów możemy podzielić na tych kapryśnych i tych pracowitych. Co może Pan powiedzieć o swoim podejściu do tworzenia? I jak rodzą się Pana utwory?
Nigdy nie pisałem do szuflady. Zawsze starałem się pisać to, na co czułem, że jest odbiór, czyli pod potrzeby poszczególnych redakcji i wydawców. Bywało tak, że czułem potrzebę napisania czegoś, więc przerywałem różne zajęcia i siadałem w skupieniu. Częściej jednak pisałem, gdy przychodził termin. Natchnienie raz pojawiało się szybko, raz trwało to godziny.
Skąd czerpie Pan natchnienie i inspiracje?
Inspiracją jest dla mnie szeroko pojęta miłość do otaczającego świata. Lubię przebywać w otoczeniu przyrody, to ona jest wspaniałym bodźcem do twórczego działania. Kocham świat i człowieka.
Czy rodzina lub znajomi korzystają z Pana talentu? Pisze Pan pod rodzinne zamówienie?
Pierwszy okazjonalny wierszyk napisałem kiedy mój syn skończył przedszkole. Dziś to już prawie 40-letni mężczyzna. Panie nie miały dla niego roli na uroczystość kończącą edukację w przedszkolu. Usłyszał od pań, że jeśli tata napisze mu wiersz, to wystąpi. Tata oczywiście napisał, a wierszyk zrobił wrażenie.
Prosimy o wyrecytowanie.
I ukończyłem wreszcie przedszkole,
Z trudem, co prawda, ale z ochotą.
Gdyż trudną miałem w przedszkolu rolę
Z kąta do kąta chodzić piechotą… (W tym momencie nastąpiło rozluźnienie i śmiech, a mój syn kontynuował)
Proszę się nie śmiać, to nie są żarty.
Sporo odwagi potrzeba przy tym.
Bo stanie w kątach to prawie warty,
Trzeba żołnierzem być znakomitym.
Czy pisanie dla dzieci jest trudne?
Tak, pisanie dla dzieci jest trudne. Pisze się na poważnie, ale trzeba rozpoznać świat, specyfikę i sposób myślenia dziecka. Często bywa tak, że pisaniem dla dzieci zaczynają parać się poeci, którzy mają już doświadczenie na podwórku dla dorosłych. Ja podjąłem się tego jako początkujący autor, mając 23 lata, w momencie, kiedy urodził mi się syn. Dzieci lubiłem od zawsze. Pęka mi serce, gdy widzę na ulicy płaczące dziecko. Kiedyś pisałem z myślą o swoim synu, w ostatnim czasie uaktywniłem się ze względu na wnuków, którzy mimo tego że mają kontakt również z cyfrowym światem, chcą i lubią czytać. Zawsze podczas spotkań autorskich z dziećmi czy młodzieżą staram się uwidocznić, że książka ma wartość największą jeśli chodzi o rozwój intelektualny człowieka, najbardziej pobudza wyobraźnię, zmusza do intensywnego myślenia. O ile dorosłego człowieka ciężko przemodelować, o tyle dziecko czy młodą osobę można poprzez kontakt ze sztuką kształtować i prowadzić właściwą ścieżką.
Jako redakcja obserwujemy, że ma Pan jeszcze wiele energii twórczej, zarówno do kształtowania tych młodych, jak i oryginalnego rugowania tych nieco starszych. Mamy nadzieję, że jubileusz nie oznacza odejścia na emeryturę literacką.
Zgadza się. Zawsze byłem rozdrobniony na różne profile działania, teraz powoli urywam się już z zajęć pozaliterackich, więc również mam nadzieję, że będę miał więcej czasu na pisanie, na co do tej pory musiałem zwykle go „wyrywać”.
Dziękujemy za rozmowę.
STEFAN TODORSKI jest autorem tysięcy krótkich form literackich, publikowanych na łamach różnych - ogólnopolskich, regionalnych, resortowych, branżowych - pism. Wydał około 30 książek, wśród nich jest kilkanaście dla dzieci. Jego utwory możemy znaleźć w wielu popularnych antologiach: „Z kobietą nie ma żartu. 600 lat polskiej fraszki o kobiecie”, wydawnictwo Książka i Wiedza; „Z fraszką przez stulecia (XV - XX wiek)”, wyd. Antyk; „Fraszki polskie”, wyd. Antyk; „Fraszki z flaszki”, wyd. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza; Antologia Modlitw Współczesnych „Do Ciebie Ojcze” wyd. Związek Literatów Polskich; Antologia Poezji Dziecięcej wyd. Liwona; „Najpiękniejsze wiersze dla dzieci”, wyd. Martel. Książeczka „Płomyk” została przełożona i wydana w Rosji. Niektóre utwory pana Stefana doczekały się też przekładów na język bułgarski i białoruski. Jego dzieła spotkamy również w Czechach i Kandzie, leżą też na półkach polskiej księgarni w USA.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz