Są wiadomości, których nie da się zapomnieć. Które zostają z nami, nawet jeśli bardzo chcielibyśmy wierzyć, że to tylko zły sen. Czternastoletnia dziewczynka z województwa śląskiego. Chłopiec z drugiego końca Polski. Zwykłe dzieciaki – jeszcze dzieci – które nie udźwignęły ciężaru nienawiści, samotności, milczenia. Nie wytrzymały. Odeszły w ciszy. A my wszyscy zostaliśmy tu z pytaniami, których nie powinniśmy musieć zadawać.
Czternastoletnia dziewczynka z województwa śląskiego. Chłopiec z drugiego końca Polski. Ich historie są tragiczne, ale niewyobrażalnie smutne również dlatego, że to historie, które mogłyby się wydarzyć wszędzie. Przypadki, które miały miejsce w domach, szkołach, na podwórkach – w miejscach, które miały być bezpieczne. To nie były „zwykłe dzieci”. To były dzieci, które miały przed sobą całe życie. Przyszłość, którą im odebrano – nie przez jedno wielkie wydarzenie, ale przez codzienną, okrutną ciszę. Ciszę, którą słyszeli tylko oni. Głos w ich głowie, który stawał się coraz głośniejszy, aż nie było już miejsca na nic innego. A potem, cisza, która po nich pozostała.
I to pytanie, które nie daje spać: Dlaczego nikt nie zauważył, jak głęboko byli w tym wszystkim? Dlaczego nikt nie usłyszał tych szeptów? Dlaczego pozwoliliśmy, by ta cisza zabiła?
Hejt to nie tylko internet. To życie, które dzieci noszą w sobie
Nie ma się co oszukiwać. Hejt to nie tylko anonimowe komentarze w sieci. To złośliwe spojrzenie na korytarzu szkolnym, to szepczące „co za dziwak” na przerwie, to codzienne poczucie, że nie pasujesz, że nigdzie nie jesteś bezpieczny. A kiedy dziecko codziennie wraca do domu z takim poczuciem, to jest jak rana, którą nikt nie leczy. To nie jest kwestia tego, że kiedyś to minie. To jest temat, który zostaje w głowie na zawsze. I nie ma usprawiedliwienia, że „to tylko młodzież”, że „to przejdzie”. Bo nie przechodzi. Zostaje w nich na zawsze. I pewnego dnia, kiedy sięgną po pomoc, może być już za późno.
Z danych Rzecznika Praw Dziecka wynika, że aż 84% młodzieży w wieku 12–17 lat wskazuje hejt jako jedno z największych zagrożeń. To nie tylko statystyka – to opowieść o dorastaniu w świecie, który nieustannie mówi Ci, że nie jesteś wystarczająco dobry. To świat, który karmi się tym, co masz najcenniejsze – Twoim poczuciem własnej wartości.
A jeszcze bardziej przerażające są inne dane: dziewięć na dziesięć nastolatek doświadczyło nienawiści w internecie, a wśród chłopców ten odsetek wynosi 78%. Tylko czy te liczby oddają prawdę o tym, co dzieje się w głowach tych dzieci? Łzy, które wysychają, zanim ktokolwiek się nimi zainteresuje. Milczenie, które zamiast być wołaniem o pomoc, staje się krzykiem w pustce. Jakie to musiało być piekło – gdy nie było nikogo, kto by je usłyszał?
To społeczeństwo zawiodło. I wciąż zawodzi.
Zbyt łatwo mówimy, że to dzieje się „gdzieś tam”. Że to historia, którą opowiadają w telewizji. A potem przechodzimy do swoich spraw, do swoich problemów, bo „nie ma sensu się przejmować”. A potem, gdy dochodzi do tragedii, mówimy: „Nikt się nie spodziewał”. I wtedy zaczynamy zastanawiać się, czy mogliśmy coś zrobić. Ale za późno. Takie słowa nie mają już żadnej mocy. Żadne „nie wiedziałem” nie przywróci tego życia. Żadne „byłem w szoku” nie zmieni tej straty.
Dziecko, które odchodzi, zostawia po sobie pustkę. To nie tylko tragedia jednej rodziny. To dramat całego społeczeństwa, które w tym momencie miało szansę na zmianę – ale jej nie wykorzystało. I kiedy łzy matki stają się symbolem tej straty, pytanie brzmi: dlaczego nie było nas obok nich, kiedy najbardziej nas potrzebowali?
Wszystkie te historie – a przecież nie są one odosobnione – to historia nas wszystkich. Bo, gdy dziecko płacze w ciszy, to nie znaczy, że nie woła o pomoc. To znaczy, że my, dorośli, nie zauważamy. I to my musimy się obudzić, zanim będzie za późno.
Żadne dziecko nie powinno cierpieć w milczeniu
Przemoc psychiczna, codzienna presja, brak akceptacji – to wszystko ma swoje miejsce w codziennym życiu dzieciaków. I gdybyśmy tylko, jako dorośli, mieli odwagę przyznać, że to MY, a nie „internet” czy „młodsze pokolenie”, ponosimy odpowiedzialność za to, co się dzieje, może byśmy zaczęli reagować. Może dostrzeglibyśmy te ciche wołania o pomoc, zanim stałyby się nieodwracalnym krzykiem.
Tylko w 2023 roku w Polsce zgłoszono aż 1,5 tysiąca przypadków dzieci, które próbowały odebrać sobie życie. To nie są tylko dane – to są prawdziwe historie, prawdziwe dzieci. Rodziny, szkoły, całe społeczeństwo muszą stanąć w obliczu tej rzeczywistości. Przemoc, nienawiść, odrzucenie – to nie jest tylko problem dzieci. To nasz problem. Nie możemy czekać na kolejne tragedie, które nas „zaskoczą”. Jeśli teraz nie zmienimy sposobu, w jaki patrzymy na te problemy, to będziemy musieli żyć z myślą, że to my również zawiedliśmy. Zbyt długo byliśmy obojętni.
Jeśli nie zaczniemy traktować każdego dziecka z pełnym szacunkiem i uwagą, jeśli nie zaczniemy być obok, wtedy nie będziemy w stanie usprawiedliwić naszej bezczynności. Dzieci nie proszą o pomoc w sposób, w jaki my sobie to wyobrażamy. Często jest to ciche wołanie, znikające w codziennym chaosie. I to właśnie my, dorośli, jesteśmy odpowiedzialni za to, żeby je usłyszeć.
Anna19:17, 11.04.2025
Jak ma coś się zmienić jak już w przedszkolu dzieci są uczone żeby oddawać... Pedagodzy nadal z lekką ręką używają kar i gróźb w stosunku do dzieci... zamiast wysluchac i zrozumieć. Nauczyc komunikacji. Dochodzi do tego brak rodziców którzy mają czas wysłuchać.
Dziecko chłonie wszystko od dorosłych. Brakuje wsparcia w nauczycielach , pedagogach. Psycholodzy odwracają wzrok.
Mama20:50, 11.04.2025
Obserwujmy swoje dzieci.
Cały czas wspierajmy i przede wszystkim cały czas i mówmy, że jesteśmy, że mogą na nas liczyć.
Nie zawsze jesteśmy wszystko w stanie widzieć dlatego też szkoła powinna wspierać to tam nasze dzieci spędzają pół dnia. Rodzice uczmy dzieci przede wszystkim więcej empatii
0 0
Szkoły to udają, że coś się dzieje...
Wszystko jest zamiatane pod dywan.
A większość tych mocnych co dokucza innym są z tych niby dobrych domów, którzy mają wpojeji, że są najlepsi.