W wielu popularnych publikacjach przedstawiane są informacje o trwającej przez ponad 800 lat wierze mieszkańców Francji i Anglii w cudotwórczą moc ich królów.
Jednym z autorów, który podjął próbę odpowiedzi na pytania czy monarchowie rzeczywiście potrafili leczyć oraz skąd wzięło się przekonanie o ich nadzwyczajnych zdolnościach jest Marcin Tomaczak. W jego materiale dostępnym: (https://histmag.org/wiara-w-cudotworcza-moc-jak-przetrwala-przez-stulecia-13797/ czytamy „władcy zawsze byli wyjątkowi, musieli posiadać szczególne zdolności. Stojąc na czele ludów odpowiadali przecież za ich pomyślność. W XI w. zarówno we Francji jak i w Anglii rozpowszechniło się przekonanie, że królowie potrafią leczyć. Ich dotyk miał powodować w szczególności uleczenie choroby, którą dziś nazywamy skrofulozą, lecz należy pamiętać, że w średniowieczu terminologia medyczna nie była przecież zbyt rozwinięta i ścisła”. W te moce uzdrawiające władców wierzono jeszcze w XIX wieku, o czym pisał prawie sto lat temu Marc Bloch w słynnym dziele „Królowie cudotwórcy - studium na temat nadprzyrodzonego charakteru przypisywanego władzy królewskiej zwłaszcza we Francji i w Anglii”. Nasi władcy nie mieli takich zdolności do czasów nam współczesnych. W ostatnich tygodniach rodzi się przekonanie, że jeszcze większymi zdolnościami dysponuje nasz premier. Uzdrawia bowiem nie dotykiem, a słowem. Po każdej jego konferencji stabilizuje się, a ostatnio cudownie spada liczba osób zarażonych wirusem, a także liczba jego ofiar.
Aż dziwne, że nasi genealodzy, którzy ostatnio udowadniali pochodzenie nowego prezydenta elekta USA od Piastówny nie zajęli się jeszcze badaniem genealogii premiera i wyjaśnieniem po której ze średniowiecznej dynastii może dziedziczyć takie umiejętności. Wierzymy, że na stronach związków szlacheckich i ziemiańskich taka informacja już wkrótce się pojawi. Zdolności premiera poznaliśmy po jego konferencji w dniu 21 listopada podczas której kolejny raz zapewnił nas o „panowaniu” nad sytuacją. Dzień później, w niedzielę 22 listopada 2020 roku ministerstwo zdrowia podało, że badania laboratoryjne potwierdziły zakażenie korona wirusem jedynie u 18 467 osób, a zmarło 330 osób. Najwięcej zakażeń odnotowano na Mazowszu i w Wielkopolsce. Jest to najmniejsza liczba zakażeń od 2 listopada, gdy koronawirusa potwierdzono u 15 578 osób. W listopadzie o największej liczbie wykrytych przypadków SARS-CoV-2 ministerstwo informowało w dniu 7 listopada, kiedy to zachorowało około 28 tysięcy osób (27 tys. 875 osób). Jeszcze w dniu konferencji, w sobotę stwierdzono, że zachorowało 24 213 osoby, a w piątek 22 464 osób. Takiego jak w niedzielę spadku liczby chorych z dnia na dzień nie tłumaczy informacja ministerstwa, że „ze względu na usunięcie przez Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Lublinie 611 przypadków zakażeń, zostały one odjęte ze statystyk województwa i kraju”. Nasza wiara w nadprzyrodzone moce premiera została jednak osłabiona prasowymi doniesieniami o ogromnych błędach w raportach o zakażeniach, które ma, po rezygnacji dotychczasowego szefa wyjaśnić GIS. Według reportera Radia ZET Mateusza Szkudlarka, pełniący po rezygnacji Jarosława Pinkasa obowiązki Głównego Inspektora Sanitarnego Krzysztof Saczka ma wyjaśnić, skąd wzięły się różnice w raportach sanepidu dotyczących liczby zakażeń koronawirusem na Mazowszu i Śląsku, a więc w regionach gdzie w ostatnich miesiącach była największa liczba chorych. Różnice występują w liczbach przekazywanych przez powiatowe i wojewódzkie stacje sanitarno-epidemiologiczne. Miały pojawić się one już 20 listopada, a więc w czasie gdy ówczesny szef GIS zrezygnował ze stanowiska. Co ciekawe zwróciło na to uwagę nie ministerstwo zdrowia odpowiedzialne za przedstawianie obywatelom i premierowi prawdziwych danych, a osoba prywatna, Michał Rogalski, 19-latek, który prowadzi internetową bazę danych o epidemii. W wywiadzie dla Radia ZET zwrócił uwagę, że „różnica pomiędzy sumą potwierdzonych przypadków w woj. mazowieckim według danych MZ, a PSSE na dzień 13.11 wzrosła już do ponad 13 tys. - pisał na Twitterze nastolatek. Dane te były na bieżąco aktualizowane. W wywiadzie dla Radia ZET zwrócił uwagę, że „zaniżenie na poziomie 14 tysięcy przypadków to są wartości, które mogły zaważyć o wprowadzeniu lockdownu”. Według jego wyliczeń różnica pomiędzy sumą potwierdzonych przypadków w woj. mazowieckim według danych ministerstwa zdrowia, a PSSE na dzień 15.11 wzrosła już do 14,2 tysięcy przypadków. Dopiero po tym, jak Michał Rogalski napisał w mediach społecznościowych o tak dużych różnicach, minister zdrowia polecił GIS przeanalizowanie wszystkich raportów z ostatnich tygodni o zakażeniach na Śląsku i Mazowszu. Podobnie jak ten młody człowiek także mieszkańcy Mazowsza z niecierpliwością czekają na wytłumaczenie, w jaki sposób doszło do błędów w raportowaniu oraz czy jest to rzeczywiście ludzki błąd, a nie celowe działanie?
foto: Krystian Maj/KPRM
mazur 19:12, 22.11.2020
2 0
Dane na temat województwa mazowieckiego są jeszcze bardziej zatrważające , jeżeli przypomni się ,że w Warszawie jest uczelnia medyczna i jej szpital, wiele szpitali państwowych i prywatnych , a pacjenci godzinami są wożeni w karetkach w poszukiwaniu miejsca. Szpital na stadionie to albo kolejny przekręt , albo symbol tych nieudolnych rządów. Ilu jeszcze warszawiaków musi umrzeć bez lekarskiej pomocy. 19:12, 22.11.2020
sokołowski11:03, 23.11.2020
1 0
Trafiony tekst w dychę. Poniedziałkowy komunikat ministerstwa zdrowia potwierdził, że konferencje premiera uzdrawiają .Tylko 15 tysięcy zakażonych. To są cudotwórcy. 11:03, 23.11.2020