Zamknij

Moja mama jest żołnierzem

14:27, 22.05.2019 KS Aktualizacja: 14:27, 22.05.2019
Skomentuj

W  czasie ostatniej przysięgi wojskowej w 5 Mazowieckiej Brygadzie Obrony Terytorialnej im. st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza, wśród 133 żołnierzy, którzy wypowiedzieli słowa roty przysięgi było aż 30 kobiet, a wśród nich Magdalena Kubak, młoda matka wychowująca troje dzieci, na co dzień urzędnik w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej a w wolnych chwilach pasjonatka ogrodnictwa, zakochana w swoim własnym ogrodzie, który uwielbia pielęgnować, oraz Justyna Jąg, mama 5-letniej Lenki i 3-letniego Kuby, lubiąca gotować oraz aktywnie spędzać czas, interesująca się fotografią. Obie łączy nie tylko macierzyństwo, ale także zamiłowanie do munduru.

Co spowodowało, że postanowiły wziąć „urlop” od roli matki na rzecz typowo męskiej profesji jaką jest żołnierka?

- Od zawsze nieśmiało marzyłam o pracy w mundurze. Ważnym argumentem była również chęć sprawdzenia swojego charakteru oraz kondycji fizycznej . Motywacją jest również odpowiedzialne i bezinteresowna pomoc społeczności w której żyję – mówi Pani Justyna.

Podobnie było u Pani Magdaleny - Od zawsze marzyłam o służbach mundurowych. Swego czasu chciałam wstąpić do Policji, ale plany życiowe przeszkodziły mi w realizacji marzenia. W domu rodzinnym jako dziecko, potem jako nastolatka z ciekawością słuchałam opowiadań dziadka Tadeusza i jego kolegów o tym jak walczyli w szeregach w AK w czasie wojny, o przesłuchaniach przez funkcjonariuszy UB. Wychowałam się w duchu patriotyzmu, miłości do munduru, miłości do armii, i gotowości do poświęcenia się dla ojczyzny.

Uważam, że Wojska Obrony Terytorialnej to formacja, która skupia ludzi dla których priorytetem jest drugi człowiek. Wszyscy mamy wspólny cel, chcemy chronić swoich najbliższych, pomagać w sytuacjach kryzysowych. Chciałam się nauczyć w jaki sposób należy udzielić pomocy w czasie kryzysu i jak się bronić w czasie niebezpieczeństwa. Chcę dać przykład swoim dzieciom, że służba Ojczyźnie to coś pięknego, że wszystko jest możliwe. Trzeba realizować stawiane przed sobą cele i się nie poddawać – mówi.

Obie macie rodziny, jak Wasi bliscy, dzieci, partnerzy zareagowali na wieść o Waszej decyzji wstąpienia do wojska?

- Szwagier, który jest żołnierzem OT od początku istnienia WOT, od razu złożył mi gratulacje i powiedział, że dam radę. Gorzej było z mężem... Nie wiedział, czy poradzi sobie z organizacją życia domowego, pracą, opieką nad trójką dzieci. Trochę to trwało zanim przekonał się, że i on da radę. Musiałam również poprosić babcie o pomoc w opiece nad dziećmi. Trzeba było wszystko zaplanować. Przygotować pełną lodówkę na czas 16-tki, popisać karteczki na lodówce, na półkach, wszystko wytłumaczyć i pokazać. Istny survival – z uśmiechem opowiada szer Magdalena Kubak.

W duchu czułam, że rodzina jest ze mnie dumna. Mąż oraz młodszy brat sami nie mogli pójść do wojska, więc trochę w głębi serca mi zazdrościli, że to ja będę składała przysięgę wojskową – kontynuuje.

Szer. Justyna Jąg: – Nie ukrywam, że dla wszystkich było to dużym zaskoczeniem. Na początku chyba sami nie wiedzieli jak zareagować. Pojawił się natłok pytań. Jednak ostatecznie, każdy odebrał tą decyzję bardzo pozytywnie. Usłyszałam kilka razy - „Zazdroszczę Ci odwagi”. Mąż, rodzina i przyjaciele bardzo mnie wspierali i motywowali do ćwiczeń. Mój brat stryjeczny, który też jest żołnierzem OT od roku, dzięki któremu zresztą tu jestem o wszystkim opowiadał mi bardzo pozytywnie, co umocniło mnie w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję.

Szkolenie trwało 16 dni ciągiem, przez ten czas nie widziałyście swoich rodzin, swoich dzieci. Jak wspominacie ten czas, jak dawałyście sobie radę z matczyną tęsknotą?

- W czasie 16-dniowego szkolenia starałam się jak najwięcej nauczyć, zrozumieć, zapamiętać. Nie było czasu na tęsknotę w ciągu dnia. Krótki sms do rodziny i dalej do obowiązków. Mózg pracował na pełnych obrotach, po tygodniu rozkładanie broni, składanie oraz czyszczenie mogłam robić z zamkniętymi oczami, części broni znałam na pamięć, stopnie wojskowe jak mantra powtarzałyśmy razem z koleżanką po ciszy nocnej. Nie myślałam, że jestem w stanie w 15 minut po obudzeniu być już umyta, ubrana, mieć pościelone łóżko i stać na baczność ze swoim plutonem na zewnątrz budynku, czekając na poranny rozruch. Zmęczenie fizyczne wychodziło dopiero wieczorem, jak podczas rozmowy telefonicznej z rodziną człowiek w mgnieniu oka zasypiał, a z drugiej strony wciąż ktoś powtarzał do słuchawki „halo, halo” – mówi Pani Magdalena

Szkolenie było bardzo intensywne – kontynuuje - więc nie było czasu nawet za długo myśleć o rodzinie. Nikt nie marnował czasu , każdy chciał się jak najwięcej nauczyć: obsługi broni, strzelania, ładowania magazynka, orientacji w terenie, maskowania, nauki postaw strzeleckich, udzielania pierwszej pomocy, ewakuacji rannego z pola walki, poznawania tajników taktyki zielonej. W życiu nie spodziewałam się, że ogarnę takie zagadnienia. To wszystko na początku wydawało mi się mega skomplikowane i nie do ogarnięcia a jednak dałam radę. Było to możliwe dzięki moim kolegom i koleżankom z plutonu oraz kadrze instruktorskiej, która miała do nas dużą cierpliwość.

- Moim zdaniem dużą rolę odgrywa kwestia nastawienia. Na pewno nie było to łatwe, ale ja, odkąd się dowiedziałam, że wyjadę tłumaczyłam sobie i dzieciom , że to „TYLKO” 16 dni. Natomiast podczas szkolenia, tak jak to opisała szczegółowo Magda, nie było czasu na rozmyślania. Intensywność zadań wymagała 100 procentowego skupienia. Otuchy dodawał fakt, że dzieci są pod najlepszą opieką taty oraz babć-za co chciałabym im tutaj podziękować – mówi szer. Jąg.

Opowiedzcie trochę o samym szkoleniu? Miałyście taryfę ulgową z racji płci? Był taki moment, że miałyście ochotę odpuścić i wrócić do dawnego życia?

- Najgorzej wspominam pierwszy dzień wcielenia, wszystko nieznajome – mówi Pani Magdalena - nowe twarze, ogromny wysiłek przy teście sprawnościowym, pobieranie wyposażenia, przydział broni, kamizelki, hełmu, maski… tyle tego i wszystko w biegu. Potem przebranie się w mundur i do autokaru z całym ekwipunkiem. Jazda do docelowej Jednostki Wojskowej czyli 5 Mazowieckiej Brygady Obrony Terytorialnej w Ciechanowie. Jedna myśl, „co ja tu robię?”. Wiadomo, najbardziej człowiek boi się tego czego nie zna. Dobra, zobaczymy co będzie potem. Dlatego też postanowiłam, że nie będę martwić się na zapas. Mijały kolejne dni i nawet nie zauważyłam, że 16-tka już dobiegła końca. Wiadomo mięśnie bolały, było mnóstwo siniaków od plecaka od broni, odciski na palcach, aż trudno zliczyć, brak snu i czasu dla siebie. Człowiek nie raz miał dosyć, tęsknił najbardziej wieczorami do rodziny, do życia poza koszarami. Z drugiej jednak strony, coraz bardziej integrował się ze swoim plutonem, z dziewczynami z sali, przyzwyczajał się do codziennego czyszczenia broni, do pucowania butów taktycznych na wysoki połysk, do prania bielizny, coraz bardziej przyzwyczajał się do takiego „prostego” życia bez zbędnych luksusów. Wspólne przemarsze na stołówkę, jazda Jelczem na poligon, wspólne ćwiczenia taktyczne to wszystko nas jednoczyło i dawało siłę na dalsze dni. Ponadto, nie oczekiwałyśmy żadnej taryfy ulgowej z racji płci. Dla nas kobiet, było oczywiste że „żołnierz nie ma płci”, że wszyscy jesteśmy równi, wszyscy sobie pomagamy i nawzajem mobilizujemy. Razem dążyliśmy do stawianych przez nas z osobna celów, liczyła się jedność, skuteczność i determinacja całego plutonu, całej kompanii – kontynuuje.

- Dokładnie, tak jak mówi Magda -żołnierz nie ma płci. Kadra 5MBOT również wszystkich traktowała tak samo. Jesteśmy dumne , że na żadnym etapie szkolenia nie byłyśmy gorsze od mężczyzn. Bywały lepsze i gorsze dni pod względem fizycznym i psychicznym. Trzeba było przestawić się na wojskowy rygor, mieszkanie w koszarach i codzienne ćwiczenia, lecz pocieszający był fakt, że z dnia na dzień cel był coraz bliżej. I powiem Pani jeszcze, że taki świat ma swoje duże plusy- nie ma problemów świata zewnętrznego. Reasumując nie brałam pod uwagę tego, aby zrezygnować-chciałam udowodnić sobie i innym , że dam radę – dodaje Pani Justyna.

14 kwietnia złożyłyście przysięgę…

- To był piękny dzień – z uśmiechem relacjonuje szer. Kubak. Będę pamiętała go przez całe życie, bo tak jak raz w życiu się rodzisz, raz umierasz tak też tylko raz w życiu składasz Przysięgę Wojskową. Na słowa „Ja żołnierz Wojska Polskiego przysięgam…” serce biło mi jeszcze głośniej niż bębny w orkiestrze, w głowie szumiało mi z wrażenia. Byłam dumna, że mogę od dziś mówić o sobie – ŻOŁNIERZ. Starałam się by każde słowo zawarte w tekście przysięgi wybrzmiało prosto z serca z pełną świadomością tego co mówię i z pełną wiarą w to co mówię. Może mogłam głośniej, może bardziej dosadnie – nie wiem, ale na pewno nie mogłam bardziej szczerze. Potem wielkie skupienie i przemarsz w defiladzie. Oby tylko krok się nie zgubił i aby nie zawieźć swoich przełożonych i kolegów no i oczywiście rodziny, która przyglądała się z trybun. Ten dzień to mieszanka wielu emocji i wrażeń, wzruszeń, uśmiechu, smutku i łez które cisnęły się do oczu. Pierwsze powitania z mężem, z siostrami, z tatą powoli kruszyły moje serce. Jednak jak zobaczyłam syna i córkę emocję wzięły górę, przestałam być ŻOŁNIERZEM, a byłam znowu mamą i nie nic już nie było ważne tylko razem z nimi w objęciach płakaliśmy z radości. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo mi ich brakowało, jak bardzo za nimi tęskniłam. Teraz wiem, że czeka mnie jeszcze wiele wyzwań i pracy nad sobą, nad swoją kondycją przede wszystkim muszę popracować nad tym co było we mnie słabe podczas tej 16. Mam świadomość, że w pełni stanę się żołnierzem za 3 lata, ale wiem że dam radę, wiem bo każdy szeregowy z 53 blp ma żołnierskie serce. Mam nadzieję, że podołam i nie zawiodę nikogo, kto we mnie uwierzył….

- Tak, rzeczywiście to była bardzo wzruszająca chwila. Ciężko było opanować emocje i radość, że po naprawdę ciężkich 2 tygodniach, stoję w tym miejscu i wypowiadam słowa roty oraz, że za chwilę zobaczę swoje dzieci, męża, rodzinę... A z drugiej strony smutek, że z niektórymi osobami już się nie zobaczymy w Siedlcach, gdyż były z innych regionów i będą służyć w swoich batalionach. Bardzo się ze sobą zżyliśmy w plutonie będąc razem 24 h/dobę przez 16 dni – wspomina Pani Justyna.

Do dotychczasowych obowiązków doszedł kolejny… Jak godzicie życie prywatne, wychowywanie dzieci, pracę ze służbą w wojsku?

- W związku z tym, że służba odbywa się w takiej formie czyli 1 weekend w miesiącu, nie koliduje to z moim życiem prywatnym, mam czas na swoje codzienne obowiązki i wychowywanie dzieci. Odkąd wstąpiłam do WOT znalazłam motywację, aby zostać Honorowym Dawca Krwi. Chcę wychować moje dzieci tak, aby dzieliły się dobrem, aby nie bały się realizować swoich planów, wchodzić w coś „nowego”, nieznanego. Chcę pokazać, że każdy jest odpowiedzialny za swój kraj, swoich bliskich. Wszystko da się pogodzić, trzeba tylko chcieć. A My- MATKI w organizacji jesteśmy mistrzami – mówi szer. Justyna Jąg.

- również uważam, że wszystko da się pogodzić – mówi szer. Kubak. Wystarczą chęci i odpowiednie zorganizowanie życia aby zachować balans w życiu zawodowym i osobistym i bez problemu łączyć je ze służbą na rzecz Ojczyzny. Dla mnie dużym plusem są szkolenia weekendowe, gdzie wiedza jest sukcesywnie porządkowana i doskonalone umiejętności. Jestem w stanie tak zorganizować sobie obowiązki domowe, że nie odbija się to na życiu prywatnym. Myślę, że służba wojskowa jest dobrym motorem napędowym do innych działań, gdyż na portalach społecznościowych można dołączyć do różnych fajnych inicjatyw organizowanych przez wojsko, można zostać honorowym krwiodawcą, można brać udział w rajdach rowerowych, pieszych, uczestniczyć w lokalnych wydarzeniach o charakterze patriotycznym itp. Chcę się dalej szkolić a WOT mi to zapewnia. To początek mojej drogi. Dla mnie to nie przygoda, to służba dla Ojczyzny i wielki honor.

Co powiedziały byście innym kobietom, matkom, które chciałby spróbować własnych sił w mundurze, ale wahają się?

Szer. Magdalena Kubak: - Jeśli któraś z Was boi się, że nie podoła, mówię Wam warto spróbować! Nie jestem ani żadną sportsmenką ani mistrzynią sztuk walki, po prostu mama trójki dzieci jednak z dużym samozaparciem i to właśnie jest najważniejsze bo wszystko siedzi w głowie. Nie oszukujmy się łatwo nie jest, ale nikt nie obiecywał, że będzie. W końcu to szkolenie i to bardzo intensywne, a nie wczasy. Dużo nowej wiedzy, intensywność zajęć na poligonie, sprawiało że nie było lekko ale warto było. Jeśli jednak jesteście zmotywowani dacie radę bez względu na kondycję i siły fizyczne. Warto uwierzyć w siebie i swoje możliwości.

Szer. Justyna Jąg: – Zgadzam się z Magdą, wszystko siedzi w głowie. Gdzieś, kiedyś usłyszałam cytat, który utkwił mi w pamięci: „Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz racje” i tego się trzymam.

W codziennym natłoku obowiązków zapominamy o własnej przestrzeni i własnych potrzebach- realizujmy się, spełniajmy marzenia, walczmy ze stereotypami.

(KS)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%