Błędne zrozumienie umowy czy chęć wzbogacenia się na krzywdzie uchodźców?

Jak zarobić więcej na grupie ukraińskich uchodźców? Na pewno wie to kierownik jednego z siedleckich hoteli, który pod szyldem męskiego imienia, prowadzi swoją działalność.

W ostatnich dniach do Siedlec i okolicznych miejscowości przybywa coraz więcej rodzin zza wschodniej granicy. Sytuacja na przejściach granicznych jest ciągle bardzo napięta i dynamiczna. Czasami wolontariusze i organizatorzy dowiadują się w środku nocy, że np. za 2 godziny przyjadą kolejne rodziny, które będą potrzebowały noclegu. O ile siedlczanie i mieszkańcy okolicznych miejscowości chętnie oferują swoje metry kwadratowe uchodźcom, a baza noclegowa jest rozbudowana, w nocy trudno prosić kogokolwiek o pomoc.

Z pomysłem i inicjatywą między innymi na takie trudne przypadki wyszedł Urząd Miasta Siedlce, zawierając umowy z kilkoma siedleckim hotelami - załatwiając tym samym awaryjne miejsca noclegowe dla rodzin z Ukrainy. Choć biorąc pod uwagę fakt, że rodziny mieszkają "u ludzi" za darmo, miasto z niektórymi hotelami ustaliło kwotę 120 zł za osobę/noc, więc warto wyciągnąć wniosek, że hotele na tym na pewno nie tracą. 

I tu zaczyna się historia, która spotkała rodziny przybyłe do Siedlec 1 marca. Zostały one zakwaterowane tymczasowo w siedleckim hotelu, mając w zamyśle dalszą podróż do Warszawy. Nocleg ten miał być jedynie miejscem przesiadkowym i nocnym odpoczynkiem przed dalszą drogą. Jak się okazało, kierownik hotelu miał inny plan. Po co sprzątać co dzień po kolejnych rodzinach, jak można przetrzymać większą grupę osób na dłużej? Na daną chwilę to jedyne wyjaśnienie tego zachowania jakie przychodzi nam do głowy.

Sytuacja została opisana bardzo dokładnie przez kierowcę, który miał zapewnić uchodźcom transport do planowanego stałego miejsca pobytu w Warszawie. Plan był prosty - miał przyjechać pod wskazany hotel, zabrać grupę umówionych osób i zawieźć do Warszawy.

Tu zaczął się dramat tych ludzi. Uciekający przed wojną z kraju, zmarznięci po oczekiwaniu na przekroczenie granicy, wymęczeni drogą, zestresowani całą sytuacją ludzie marzyli jedynie, by w końcu dotrzeć do miejsca docelowego, w którym będą czuli się choć trochę bezpiecznie. A co ich spotkało? Usilne przetrzymywanie w hotelu i komunikat, że pomimo zapewnionego stałego noclegu w stolicy Polski, muszą przebywać jeszcze 6 dni w siedleckim hotelu, bo tak zostało ustalone z urzędnikami.

Zagrożono im - osobom, które od ponad tygodnia żyją w nieustannym stresie - że nie zostaną wypuszczeni, bo "ich rachunek" nie został jeszcze spłacony.

Na miejsce niezwłocznie wezwano policję, która zweryfikowała potrzebne informacje, sprawdziła dokumenty i ustaliła przebieg zdarzeń. I co mogłoby się wydawać dla wszystkich oczywiste, jednak ku zaskoczeniu kierownika hotelu, nakazała wypuścić rodziny ze wschodu i pozwolić im opuścić miejsce tymczasowego pobytu, nawet pod groźbą zarzutu przetrzymywania ich wbrew ich woli. 

Sytuacja choć dotyczyła jednej grupy, która tego dnia miała opuścić miejsce zakwaterowania, odbiła się echem również na innych podróżnych korzystających z noclegu w hotelu, którzy po tym, co zobaczyli chcieli jak najszybciej opuścić to miejsce w strachu przed właścicielem i jego zasadami. Również pozostałym rodzinom zostało zapewnione nowe miejsce i spokój oraz poczucie wolności, którego tak pragną.

Incydent ten pokazuje jak bardzo różnią się od siebie ludzie niosący pomoc nawet w świetle tragedii. Jedni oddają serce na dłoni, aby wesprzeć i pomóc osobom uciekającym przed wojną w kraju, a w tym samym czasie inni chcą się najwyraźniej wzbogacić kosztem potrzebujących.

Nie wiemy, czy w tym przypadku zawinił system pomocowy, charakter umowy podpisanej z miastem, czy może zachłanność ludzka, ale miejmy nadzieję, że nie będzie więcej podobnych sytuacji.

(Celem wyjaśnienia sytuacji, o komentarz w sprawie skierujemy się do Urzędu Miasta Siedlce) 

Fot. Pixabay